Piotr Najsztub został w poniedziałek uniewinniony od zarzutu spowodowania wypadku w Konstancinie-Jeziornie. Obrażenia odniosła w nim kobieta potrącona przez chevroleta, którym kierował znany dziennikarz. Zdaniem sądu, nie ma w tej sprawie dowodów, które pozwoliłyby na uznanie winy oskarżonego.
Do zdarzenia doszło 5 października 2017 roku na skrzyżowaniu ulic Piłsudskiego i Piasta w Konstancinie-Jeziornie. Było już po zmroku, pogoda była fatalna - padał deszcz, wiał silny wiatr. Przejście dla pieszych było słabo oświetlone. Nowe, mocne latarnie zamontowano tam dopiero po wypadku. Potrącona przez dziennikarza 77-letnia piesza doznała poważnych obrażeń, przede wszystkim głowy.
Piotr Najsztub (zgodził się na publikację nazwiska i wizerunku) jechał bez prawa jazdy. Jego auto nie miało też ważnych badań technicznych.
Dlaczego zatem sąd go uniewinnił? Tłumaczył to w poniedziałek sędzia Piotr Bojarczuk, który rozpoznawał apelację prokuratury i pełnomocnika pokrzywdzonych w tej sprawie.
Sąd: biegły nie znał faktów
Kluczowe dla sądu pierwszej instancji (z czym zgodził się w poniedziałek sąd odwoławczy) było to, że w sprawie zabrakło obiektywnych, niepodważalnych dowodów, które pozwoliłoby na ocenę zdarzenia.
- Nie została zabezpieczona droga hamowania. Nie zostało określone położenie ciała pokrzywdzonej względem samochodu. Nie zostało ustalone położenie samochodu - zwracał uwagę sędzia Bojarczuk. A to na podstawie takich danych swoją opinię wydają biegli od rekonstrukcji wypadków samochodowych. W tym przypadku biegli czynili jedynie założenia, co zdaniem sądu jest niedopuszczalne. - Jeśli biegły przyjmuje założenia, to znaczy, że nie zna faktów. A skoro nie zostały ustalone fakty, to założenia biegłego mają charakter jedynie ocenno-dydaktyczny - podkreślił sędzia.
Dlaczego nie zabezpieczono tych dowodów? Wpływ na to miała pogoda i prowadzona akcja ratunkowa. Ratownicy poprosili Najsztuba o przestawienie samochodu po wypadku.
Świadek zmieniał wersję zdarzeń
Sąd mógł więc się oprzeć jedynie na zeznaniach świadków. Przede wszystkim potrąconej kobiety, ale też kierowcy, który jechał w przeciwnym kierunku.
Zeznania pokrzywdzonej nie były jednak kategoryczne. Z kolei kierowca innego samochodu trzykrotnie, jak podkreślił sąd, zmieniał przedstawioną przez siebie wersję wydarzeń.
- Pani pokrzywdzona stwierdza: "Podeszłam do przejścia dla pieszych. Rozejrzałam się w lewą i prawą stronę. Patrzyłam w lewo. Widziałam nadjeżdżający samochód. Wydaje mi się, że samochód starał się zatrzymać". To jest kluczowe stwierdzenie. Pani pokrzywdzona nie miała żadnej pewności, że samochód się zatrzyma - argumentował sędzia Bojarczuk.
Kierowca samochodu, który był ważnym świadkiem w tej sprawie nadjeżdżał z przeciwnej strony niż Najsztub. Najpierw zeznał, że zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. Później jednak zeznał, że jedynie zwolnił, bo planował się zatrzymać. Piesza została jednak potrącona, gdy do przejścia miał jeszcze kilka metrów.
Kierowca bez prawa jazdy, auto bez badań technicznych
W związku z tym sąd uznał, że brak jest podstaw do tego, by skazać dziennikarza. Nie ma bowiem pewności, że piesza nie wtargnęła na jezdnię bezpośrednio przed nadjeżdżający samochód. Sąd zwrócił uwagę, że pieszy, jak każdy uczestnik ruchu, również zobowiązany jest do zachowania szczególnej ostrożności. Najsztub zaś jechał ostrożnie, z prędkością w okolicach 20 kilometrów na godzinę.
Sam Najsztub mówił w poniedziałek w sądzie: - Ubolewam nad tym do dzisiaj, ale naprawdę nie miałem szansy zareagować.
To, że jechał bez prawa jazdy i ważnych badań technicznych nie miało w tej sprawie znaczenia, bo nie miało wpływu na przebieg wypadku. Mogłoby mieć znaczenie jedynie wtedy, gdyby sąd uznał winę oskarżonego, a także wówczas, gdyby stan techniczny samochodu przyczynił się do tego, że doszło do wypadku.
Za brak ważnych badań technicznych Najsztub został ukarany w innym postępowaniu. Nie został jednak ukarany za brak prawa jazdy. Dziennikarz stracił ten dokument po tym, jak przekroczył dopuszczalny limit punktów karnych. Dokument został mu odebrany, ale przez błąd urzędników starostwa nie zostały mu odebrane uprawnienia do kierowania pojazdami. A kiedy już to nastąpiło, to decyzję starosty wysłano pod nieprawidłowy adres. Nie została mu więc ona doręczona skutecznie. To oznacza, że Najsztub nie popełnił przestępstwa, jakim jest kierowanie samochodem po odebraniu uprawnień.
Poniedziałkowy wyrok jest prawomocny.
Pokrzywdzona nie doczekała procesu w tej sprawie. Zmarła z powodu ciężkiej choroby, ale niemającej związku z wypadkiem na przejściu.
Na tvnwarszawa.pl regularnie informujemy o niebezpiecznych sytuacjach na przejściach dla pieszych:
Niebezpieczne sytuacje na przejściach dla pieszych
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl