Jedni urzędnicy zapomnieli, drudzy się pomylili. Czy Najsztub miał prawo jazdy?

Sprawa Piotra Najsztuba
Sprawa Piotra Najsztuba
Źródło: TVN24
Znany dziennikarz prawo jazdy powinien stracić kilka lat temu. Czy tak się stało - nie jest jasne. Jak pisze portal brd24.pl, jedni urzędnicy zapomnieli wysłać mu stosowną decyzję, a drudzy - choć błąd skorygowali - list wysłali pod zły adres.

Na początku października, w Konstancinie Jeziornie, Piotr Najsztub potrącił samochodem 77-letnią kobietę. Poszkodowana trafiła do szpitala. W chwili kontroli pojazd dziennikarza nie miał ważnych badań technicznych, a kierowca nie okazał polisy OC, ani nie miał przy sobie prawa jazdy. Wtedy pytaliśmy rzecznika policji w Piasecznie Jarosława Sawickiego, czy kierowca nie miał przy sobie dokumentu, czy też w ogóle nie ma uprawnień do kierowania samochodem. Odpowiedział, że jest to sprawdzane przez policję.

Pomylili adres

Sprawa jest skompilowana. Okazało się, że sprawa o cofnięcie uprawnień do jazdy autem, skierowana przez policję do starostwa powiatowego w Piasecznie w 2010 roku, wciąż nie została zamknięta. Policja wnioskowała wówczas do starostwa o cofnięcie uprawnień do kierowania samochodami przez Najsztuba w związku z przekroczeniem dozwolonej liczby punktów karnych - podaje portal brd24.pl

Jak ustalili dziennikarze, w 2016 roku Najsztub zgłosił się do starostwa powiatowego w Piasecznie. Miał wtedy prosić o wydanie swojego profilu kierowcy, żeby podejść do egzaminu na prawo jazdy. Właśnie wtedy urzędnicy zorientowali się, że od 2010 roku nikt nie wydał decyzji administracyjnej o zabraniu Najsztubowi uprawnień. Dopiero w 2016 roku zaznaczyli to w systemie Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Ale trzeba było wysłać jeszcze Najsztubowi decyzję administracyjną. Pracownicy urzędu zrobili to, ale list skierowali na zły adres - dysponowali takim, pod którym już dziennikarz nie mieszkał - informuje portal.

Dodają, że list z decyzją wrócił do urzędu z taką adnotacją. Z tym już nie zrobiono nic, choć właściwie sprawa powinna być prowadzona dalej - do skutecznego dostarczenia Najsztubowi decyzji. Decyzja jest uznana za doręczoną, gdy ktoś ją odbierze lub nie odbierze przez dwa tygodnie, choć wysłana była na prawidłowy adres.

Wydaje się, że w świetle prawa, dziennikarz w momencie wypadku formalnie był kierowcą. Dzięki temu może za całe zdarzenie nie odpowiadać karnie. Z kolei przed specjalną komisją wewnętrzną, staną pracownicy urzędu, którzy mieli dopuścić się zaniechań.

Czytaj też "Potrącił dwie kobiety. Jedna nie żyje, druga w szpitalu"

Wypadek Mokotów

Źródło: Tomasz Zieliński, tvnwarszawa.pl
Tragiczny wypadek na Mokotowie
Tragiczny wypadek na Mokotowie
Teraz oglądasz
Relacja reportera tvnwarszawa.pl
Relacja reportera tvnwarszawa.pl
Teraz oglądasz
Utrudnienia na Mokotowie
Utrudnienia na Mokotowie
Teraz oglądasz

Wypadek Mokotów

kz/mś

Czytaj także: