Na początku września do emerytki ze Śródmieścia na telefon stacjonarny zadzwonił mężczyzna podający się za funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego Policji.
Tłumaczył, że dowodzi akcją zatrzymania oszustów pracujących w banku, w którym kobieta trzyma oszczędności. Nakłaniał do wypłacenia pieniędzy i przekazania ich rzekomym policjantom. Miało to uchronić kobietę przed utratą pieniędzy, a "policji" dać dowody do zatrzymania szajki z banku. Emerytka przekazała 47 tysięcy złotych "funkcjonariuszowi", który zgodnie z umówionym przez telefon planem, trzykrotnie zastukał do jej drzwi.
"Tu trzeba grać na czas"
6 września "policjant" zadzwonił ponownie i poprosił o przekazanie kolejnej sumy. Instruował seniorkę, by nie rozłączała połączenia, bo mogłoby to zepsuć "akcję". Rozmowa trwała kilka godzin. Udało się ją zarejestrować, bo emerytka zorientowała się, że coś jest nie tak, zawiadomiła policję i zorganizowano zasadzkę. Śródmiejska komenda ujawniła fragmenty nagrania, by uzmysłowić starszym osobom, jakie zabiegi stosują przestępcy, by nakłonić do przekazania pieniędzy.
Emerytka wyraziła chęć ponownego wzięcia udziału w akcji i udania się do banku. - Tu trzeba grać na czas. Nigdzie się nie musimy spieszyć. Proszę tego telefonu nie wyłączać, ma być cały czas włączony. Proszę sobie zrobić meliskę, uśmiech na twarzy, nic się nie dzieje - powiedział rozmówca, a potem przez godzinę trzymał kobietę "na linii".
- Jest pani gotowa? Oto pierwsze kroki: chowamy telefon do torebki, idziemy w kierunku banku - zaordynował rozmówca. Seniorka powiedziała, że wolałaby pojechać taksówką, bo słabo się czuje.
- Nie, nie, nie. W tą stronę pojedzie pani autobusem (…) To będzie najlepszy sposób, bo ja będę mógł panią asekurować. Będę dokładnie widział, kto za panią idzie, ile osób panią kontroluje. Dlatego proszę o cierpliwość, obiecuję, że za chwileczkę będziemy to wszystko kończyć - powiedział "telefonista" (tak policjanci nazywają osoby, które manipulują seniorem przez telefon).
"Proszę powiedzieć, że pani brat kupuje działkę"
Oszust wmawiał seniorce, że akcję nadzoruje prezes banku, w którym ma ona pieniądze. - Powiedział, że to nie jest takie hop-siup. My oczywiście robiliśmy już większe transakcje, ale ze względu na bezpieczeństwo troszeczkę to będzie trwało (…) Jeśli w banku będą się cokolwiek pytać, zadawać pytania, to od razu niech się pani zapali czerwona lampka, że to jest ta osoba, która z nimi współpracuje - mówił. Kazał emerytce zabrać do banku torbę na gotówkę.
- Jakby pytali, po co są pani pieniądze, to proszę powiedzieć, że pani brat kupuje działkę i potrzebuje - polecił oszust. Kobieta telefon, zgodnie z instrukcją, schowała do torebki. Mogła go wyjąć dopiero w domu.
- Z nikim proszę nie rozmawiać z banku ani z kierowcą. Ja będę cały czas za panią - zapewnił "policjant".
Nie wiedział, że kobieta już zawiadomiła policję i z banku zamiast obiecanych 178 tysięcy złotych przyniosła w kopertach pocięte ulotki. "Telefonista" dopytywał, w jakich banknotach są pieniądze, w jakich kopertach. - Są w folię zapakowane? Nie? To bardzo ciekawa sprawa, bo prezes banku mówił, że będzie w folii - uwiarygodniał się rzekomy "policjant".
Będąc pewnym, że kobieta wypłaciła pieniądze i zaraz je przekaże, pytał, jakie ciasto ma kupić w podzięce za zaangażowanie w akcję. - Dzięki pani aresztujemy kolejne osoby, będzie mniej tego wszystkiego, miejmy nadzieję - usłyszała emerytka.
Ulotki zamiast pieniędzy
Oszust próbował nakłonić seniorkę, żeby wsiadła w taksówkę i pojechała gdzieś z torbą pieniędzy, ale kobieta odmówiła, tłumacząc się złym samopoczuciem. Wtedy polecił jej spakować gotówkę do foliowej torebki i wyrzucić przez okno. Kobieta znów odmówiła. - To jest najważniejszy etap tego całego działania. Proszę to rzucać, tam są odciski palców tych ludzi, którzy są skorumpowani. To są specjalne banknoty przygotowane dla policji, to są pieniądze Centralnego Biura Śledczego. To jest materiał dowodowy. Bez obaw! - przekonywał.
Straszył seniorkę konsekwencjami prawnymi za brak współpracy, cytował "paragrafy" z nieistniejących ustaw o rzekomej odpowiedzialności karnej. Dyskusja trwała kilkadziesiąt minut. W końcu ustalono, że po torbę z gotówką przyjdzie do mieszkania kobiety "policjant".
32-letni mężczyzna przyjechał taksówką. Zanim wszedł do klatki schodowej bloku, nerwowo się rozglądał. W mieszkaniu pokrzywdzonej zamiast pieniędzy czekały na niego ulotki i prawdziwi policjanci.
Usłyszał zarzuty
- Akcja zakończyła się zatrzymaniem Jana G. Chwilę po tym, jak mężczyzna przekroczył próg mieszkania, został błyskawicznie obezwładniony. Tym samym policjanci ze śródmiejskiego wydziału do walki z przestępczością przeciwko mieniu zapobiegli wypłaceniu i utracie przez pokrzywdzoną wszystkich jej oszczędności - powiedział Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy.
32-latek usłyszał zarzut usiłowania oszustwa. Grozi mu do ośmiu lat więzienia. Został objęty dozorem policyjnym. Funkcjonariusze pracują nad ustaleniem i zatrzymaniem jego zleceniodawców. Wiadomo, że "telefonista" łączył się z emerytką z Wielkiej Brytanii.
Od stycznia do lipca bieżącego roku w całej Polsce metodą "na wnuczka" i "na policjanta" oszukano około 1900 seniorów.
Zobacz inne materiały dotyczące wyłudzania pieniędzy od starszych osób:
Metoda "na policjanta"
Metoda "na policjanta"
PAP/kw/pm