Zachwycamy się nimi zwiedzając Europę, rzadko uświadamiając sobie, że i w Warszawie ich nie brakuje. Niektóre wprawdzie zatarto, a inne nie wyszły nawet poza sferę planów, ale są i takie, które po prostu zaniedbano. Maciej Figurski z Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy przekonuje, że stosunkowo łatwo można je odzyskać.
Swoje pomysły zobrazował prostymi, ale bardzo sugestywnymi wizualizacjami. - Trzeba było je zrobić, bo obraz bardziej przekonuje, niż najwykwintniejsza nawet oracja - tłumaczy.
O tym, że ma rację, świadczą reakcje publiczności, która trafi na jego prezentację. Reaguje zwykle z mieszaniną zachwytu i zaskoczenia. Wizualizacje prowokują do dyskusji o tym, czy zieleń zawsze i wszędzie powinna mieć najwyższy priorytet.
Zachwycająca Oś Stanisławowska
Zdecydowanie najbardziej spektakularna jest wizja odsłonięcia Osi Stanisławowskiej, stworzonej w końcu XVII wieku. Wyznaczają ją: kanał Piaseczyński, Zamek Ujazdowski, dzisiejsza al. Wyzwolenia i ul. Nowowiejska. Przecięła ją w latach 70. Trasa Łazienkowska, dlatego dziś najlepiej widoczna jest... na mapie. Wrażenie robi wciąż widok z tarasu za Zamkiem Ujazdowskim w stronę Wisły. Ale to wrażenie byłoby jeszcze większe, gdyby zwieńczeniem widoku nie były baraki Straży Miejskiej.
Figurski dowodzi, że usunięcie "tymczasowej" siedziby strażników i przecinka dzikiej roślinności na działkach należących do ZHP i MPWIK, odsłoniłoby perspektywę na dwukilometrowe zakole Wisły. W rezultacie, stojąc na wspomnianym tarasie albo sącząc kawę w ogródku tamtejszej restauracji, mielibyśmy przed sobą perspektywę 4 kilometrów wody, aż po wawerskie lasy. A wszystko bez opuszczania Śródmieścia.
Osie widokowe przegrały z chaszczami
Aleja lepsza niż chaszcze
Ta wizja staje się całkiem realna, wobec przeprowadzki strażników do nowej siedziby przy ul. Młynarskiej, która niedawno stała się faktem, oraz planów Ratusza wobec portu Czerniakowskiego. Przedłużenie osi Stanisławowskiej uwzględnili młodzi architekci, którzy zwyciężyli w konkursie na projekt portu. Ostatnią przeszkodą pozostaną tylko drzewa i krzaki między portem a rzeką.
- To znikoma strata w porównaniu z efektem jaki osiągniemy, bo czy można przedkładać zaśmiecony busz nad barokową aleję widokową? - pyta społecznik.
Z nadmierną ekspansją zieleni mamy także do czynienia z drugiej strony Zamku Ujazdowskiego. Okazała siedziba Centrum Sztuki Współczesnej jest kompletnie niewidoczna z placu Na Rozdrożu, choć te dwie lokalizacje dzieli niecałe 350 metrów. Kosmetyka drzew rosnących wzdłuż alei oraz wycinka krzaków porastających skarpę odsłaniałaby piękny widok na środkową część fasady zamku. Byłoby z pewnością magnes dla turystów przemierzających Traktem Królewskim do Wilanowa.
Pałac i pomnik zginęły w zieleni
Nieregulowana zieleń Ogrodu Krasińskich pochłonęła natomiast widok na Pałac Krasińskich od strony ul. Andersa. Budynek znajduje się na osi ulicy Nowolipki. Zachowała się zabytkowa brama wejściowa do parku, która też jest na osi parku. Jadąc tramwajem bądź spacerując drugą stroną ulicy, zabytkowe wejście można jednak dostrzec tylko zimą i jesienią, kiedy opadną liście z dorodnych drzew. A przecież według pierwotnych założeń pałac był eksponowanym elementem parku.
- Idea tworzenia parków polega na ograniczaniu dzikiego rozrostu zieleni. Regulacja i konserwacja jest konieczna, aby parki były parkami, a nie lasami - lubi powtarzać Maciej Figurski.
Nadzieję na odzyskania perspektywy daje zapowiedziana już modernizacja Ogrodu Krasińskich. Warto się przy okazji zastanowić nad stojącym nieopodal bramy pomnikiem Bitwy o Monte Cassino, który zieleń zasłania równie skutecznie, jak pałac.
Krzaki i słupy zasłaniają pomnik
Z przyrodą przegrywa również żoliborski pomnik 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Monument byłby widoczny ze skweru między dwiema nitkami Alei Wojska Polskiego, gdyby nie krzaki, którym - nie wiedzieć czemu - ktoś pozwolił wyrosnąć na trawniku między szpalerem starych drzew. Podziwiając pomnik "pancerniaków" z zachodniej strony placu, jak na dłoni widać także inną bolączkę Warszawy: ogromną ilość bezładnie ustawionych znaków, słupów, słupków i palików. Różnią się kształtem, kolorem i wysokością a łączy je chyba wyłącznie skuteczność w oszpecaniu widoku.
Figurski wielokrotnie próbował przekonywać do swoich wizji urzędników. Z żalem przyznaje, że z marnym skutkiem. Wierzy jednak, że im więcej osób zarazi swoją pasją, tym większa szansa, że przyjdą efekty.
- Może kiedyś zobaczę to, co chciałbym ujrzeć wyciągnięte z błota i otrzepane, lśniące ukrytym dotąd blaskiem. To jest prezent od przeszłości za to, że ktoś potraktował ją z szacunkiem i pietyzmem – podsumowuje.
Osie widokowe przegrały z chaszczami
Piotr Bakalarski