Mężczyzna usiadł na ławie oskarżonych w 2011 roku. Prokuratura oskarżyła go o wyłudzenie od ośmiu pokrzywdzonych blisko 250 tysięcy złotych. Swoim ofiarom opowiadał o umierającym ojcu, dla którego jedyną szansą była kosztowna operacja w Austrii.
Wśród pokrzywdzonych znalazła się nawet pracownica Komendy Głównej Policji, która nie tylko przekazała Konradowi K. pieniądze, ale też na jego prośbę zaglądała do poufnych policyjnych baz danych. Skończyło się to dla niej zwolnieniem z policji i zarzutami prokuratorskimi.
HISTORIĘ KONRADA OPISALIŚMY W OSTATNIM MAGAZYNIE TVN24
Krótki proces, nieprawomocny wyrok
K. został skazany na dwa lata i dwa miesiące więzienia. Proces był krótki, bo dobrowolnie poddał się karze. Oszukane przez niego kobiety były przeciwne, ale sąd uznał, że taka kara jest sprawiedliwa, bo dzięki temu, że K. szybko wyjdzie z więzienia, będzie mógł szybko oddać wyłudzone pieniądze.
- Sąd nie patrzy na to, czy dziewczyny zostały mocno ugodzone w serce. Sąd patrzy na sprawiedliwość. Macie, panie, wyrok i możecie go teraz ścigać. Możecie nająć komornika, ale czy on coś znajdzie, tego sąd nie wie - mówił w uzasadnieniu wyroku nieżyjący już sędzia Leszek Hudała z Sądu Okręgowego w Warszawie. Sąd, oprócz kary więzienia, orzekł też obowiązek naprawienia szkody wobec wszystkich pokrzywdzonych.
Wyrok jednak nie uprawomocnił się. Obrońca jednej z pokrzywdzonych złożył apelację, stwierdził, że kara powinna być surowsza. W związku z tym w marcu 2012 roku oskarżeniami wobec Konrada K. zajął się Sąd Apelacyjny w Warszawie. Uchylił pierwsze orzeczenie i nakazał powtórny proces.
Dlaczego? Sąd apelacyjny uznał, że sąd pierwszej instancji "nie sprostał wymogom dotyczącym badania określonych przesłanek zastosowania dobrowolnego poddania się karze".
Jak czytamy w odpowiedzi wydziału prasowego, w ramach postępowania nie zostały zebrane niezbędne informacje i dane obrazujące osobowość oskarżonego oraz jego stosunek do popełnionych czynów i pokrzywdzonych.
Najpierw zwolnienie, potem list gończy
Wyrok więc został uchylony, a K. wyszedł na wolność. Nigdy nie usłyszał jednak nowego aktu oskarżenia, ponieważ nowy przewód sądowy nigdy nie został otwarty. K. w sądzie się nie nigdy zjawił.
Najpierw – jak czytamy w odpowiedzi sądu – wysyłał kolejno zwolnienia lekarskie, później zaczął się ukrywać.
"Mimo przedłożonych zaświadczeń i zwolnień Sąd uznał, że zachowanie oskarżonego Konrada K. nosi znamiona bezprawnego utrudniania postępowania i postanowieniem z dnia 10 kwietnia 2017 r. zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania" – informuje sąd.
K. pozostawał nieuchwytny, wystawiono za nim list gończy. To przez miesiące nie przyniosło rezultatu.
Został zatrzymany w lipcu tego roku po tym, jak jego nowe ofiary przygotowały na niego zasadzkę.
Co najmniej 28 pokrzywdzonych kobiet
Bo mężczyzna po wyjściu z więzienia wrócił do "poprzedniego biznesu". Nadal zaczepiał kobiety na portalach randkowych, a później wyłudzał pieniądze. Zmienił tylko legendę. Teraz mówił, że zajmuje się transportem sterydów, ale z transportem poszło coś nie tak. Miała grozić mu mafia.
Został zatrzymany w Gdańsku. Początkowo policja informowała o 12 pokrzywdzonych kobietach. Ale ta liczba wzrosła. Jak teraz informuje prokuratura, na razie ustalono 28 kobiet, które miały stracić na rzecz Konrada K. ponad 1,8 miliona zł. Rekordową kwotę, według ustaleń śledczych, 29-latek otrzymał od mieszkanki Piaseczna, która przekazała mu 209 tysięcy złotych.
"Obecnie w związku z ujęciem oskarżonego możliwe jest dalsze procedowanie w sprawie, sąd niezwłocznie podjął odpowiednie czynności" – zapewniają przedstawiciele sądu.
kz/b