- Strasznie się boję, bo w tym konflikcie chodzi o dzieci - powiedziała nam jeszcze przed posiedzeniem połączonych dzielnicowychkomisji Bezpieczeństwa i Samorządności oraz Zdrowia, Rodziny i Polityki Społecznej Dorota Stegienka, jedna z radnych Ochoty.
Do samorządowców dotarł sygnał, że dom dziecka w najbliższym czasie przestanie funkcjonować w obecnej formie, a dzieci zostaną rozdzielone i przeniesione do innych dzielnic. Dlatego zwołali posiedzenie komisji, na które zaprosili też dyrektorkę domu dziecka, ale nie pojawiła się. - Nie mogła przyjść. Zdecydowały tak władze miasta - tłumaczyła jej nieobecność Stegienka.
Pojawili się jednak byli wychowankowie, wolontariusze i przyjaciele domu dziecka, którzy zasypywali przedstawicieli miasta pytaniami.
"Tutaj czują się bezpiecznie"
Historia placówki przy Korotyńskiego rozpoczęła się 49 lat temu. W jej murach wychowało się blisko 1150 dzieci. Kiedyś jednocześnie przebywała tam ich niemal setka, dziś jest ich 30, a w 2020 roku będzie mogło być ich maksymalnie 14. Dlaczego?
Zgodnie z nowym prawem przyjętym w 2013 roku przez Sejm, do tego czasu przestaną funkcjonować "duże domy dziecka". Ustawa dopuszcza jedynie funkcjonowanie małych instytucji, w wersji bardziej rodzinnej.
Taka przyszłość zaniepokoiła niektórych radnych i przyjaciół placówki, którzy na Rakowcu pojawiali się przy okazji pikników czy kiermaszów.
- Podopieczni to dzieci z rodzin przeżywających poważne trudności życiowe, odrzucone, o bolesnych historiach życia. Uczęszczają do różnych szkół, w tym także do naszych, ochockich. To właśnie w tym miejscu mają swoich przyjaciół, kolegów i koleżanki. To tutaj wraz z ukochanymi wychowawcami i wolontariuszami stworzyli swój dom, swój świat, swój klimat i swoją małą ojczyznę. To tutaj czują się bezpiecznie. Wracają tu z największym sentymentem, to widać po forach, po telefonach, jak pamiętają wszystko, od zupy pomidorowej do wychowawców - tłumaczyła emocjonalnie radna Dorota Stegienka.
I dopytywała, czy decyzja jest ostateczna. Według przepisów, w wyjątkowych okolicznościach wojewoda może zgodzić się na zwiększenie liczby podopiecznych w jednej placówce. - Mamy poczucie, że są to nasze ochockie dzieci, jeżeli nie zawalczymy o te nasze dzieci, to one głosu nie będą miały. Jesteśmy im to winni - apelowała.
"Nie likwidujemy placówki"
Emocje starał się studzić dyrektor Biura Pomocy i Projektów Społecznych w miejskim ratuszu Tomasz Pactwa.
Przedstawiciel miasta potwierdził, że dzieci czekają zmiany, by spełnić ustawowe kryterium. Część z podopiecznych przeniesie się wraz z opiekunami np. do dużego mieszkania, ale 14 wychowanków zostanie przy Korotyńskiego.
- Nikt z nas nie miał planów związanych z likwidacją tej placówki. Nie ma żadnej presji, żeby przenosić się gdziekolwiek. Musimy się do tego przygotowywać - zapewnił na początku Pactwa.
Odniósł się też do planów inwestycyjnych dotyczących samego budynku. - Pomysłem jest żłobek. Szukamy firmy, która przedstawi nam trzy różne koncepcje. Presji czasu nie ma, poza tą jedną: 2020 rok - mówił.
Podobne informacje przekazała nam jeszcze przed sesją przedstawicielka urzędu dzielnicy, która zapewnia, że działka nie zostanie sprzedana.
- Szykują się zmiany, ale ich absolutnym priorytetem jest dobro wychowanków domów. Miasto zleciło opracowanie programu funkcjonalnego dla budynku przy Korotyńskiego po to, by jak najlepiej go wykorzystać z myślą o mieszkańcach Ochoty - tłumaczyła Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka dzielnicy.
Jak wyjaśniała, rozważane jest między innymi pozostawienie tu małego domu dziecka dla 14 dzieci plus żłobek i dom seniora lub dom opieki.
"Każdy chce mieć dom"
Takie informacje nie uspokoiły zgromadzonych w ochockim ratuszu, którzy dopytywali, w jaki sposób dzieci zostaną przeniesione.
- Jedną z dróg jest stopniowa redukcja liczby dzieci, bo bardzo nam zależy, żeby zmiany były bez szkody dla wychowanków. Część wróci do domów (po osiągnięciu pełnoletności - przyp. red.). Z badań wynika, że dzieci w domu dziecka przebywają nie dłużej niż trzy lata. Duże domy dziecka są przeszłością - odpowiadał dyrektor.
O tym, że mniejsze są lepsze przekonywała również Ewa Makowska z urzędu miasta, która przez kilkadziesiąt lat pracowała w jednej z wolskich placówek. - Byliśmy bardzo mocno zżyci. Wychowankowie pokazywali, że placówka jest ich domem, spotykaliśmy się w święta, rozmawialiśmy o tym, jak było miło i przyjemnie - mówiła.
Dalej opisywała, że koszty utrzymania były zbyt wysokie i dzieci trzeba było rozdzielić, trafiły do mniejszych domów. - Jakie są wnioski? Każdy z nas chce mieć dom. To chciałabym przekazać od moich byłych wychowanków - podsumowała.
"Komisja nie ma sensu"
Tymczasem zgromadzeni dopytywali, dlaczego na sali nie mógł pojawić się nikt, kto sytuację dzieci z Korotyńskiego zna "od kuchni", wie więcej o ich oczekiwaniach i potrzebach.
- Dzisiejsza komisja nie ma sensu, bo nie odniesie się do meritum - ocenił zastępca burmistrza Grzegorz Wysocki. - Jestem oburzony. Przynajmniej jedna osoba związana z placówką powiedziała mi, że nie może przyjść na spotkanie. Państwo obrażają inteligencje słuchających - dodał.
- Dotarły do nas informacje, że dzieci i wychowawcy muszą się wynieść do końca marca. Nie możemy usłyszeć osób, które mają najwięcej do powiedzenia w tej sprawie - mówiła Aneta Todorczuk-Perchuć, prezes jednej z fundacji wspierającej placówkę przy Korotyńskiego.
A Wysocki apelował o zwołanie na Ochocie komisji, podczas której będą mogły wypowiedzieć się wszystkie strony.
"Mniejsze placówki są lepsze"
Urzędnicy z ratusza zapewniali, że nie mają nic wspólnego z nieobecnością przedstawicieli domu dziecka. Na pytania, czy ktoś zadał pytania wojewodzie w sprawie domu dziecka, odpowiedzieli przecząco.
- Za tą ustawą odbyła się debata. Wszyscy jednogłośnie wypowiedzieli się, że mniejsze placówki są lepsze. Państwo mają stosunek emocjonalny, ale eksperci twierdzą, że dzieci z mniejszych domów mają większe szanse na zbudowaniu normalnego domu. Ja nie jestem ekspertem, ale z takimi ludźmi pracuję - argumentował dyrektor Pactwa.
Wspierała go burmistrz Ochoty Katarzyna Łęgiewicz. - Miejsce dziecka nie jest w domu dziecka. Dziecko chce wrócić do domu, mieć swoich kolegów sąsiadów, pójść na trzepak lub posiedzieć na klatce schodowej. Proszę nie wykorzystywać tego tematu, do snucia insynuacji, które są dla mnie krzywdzące - apelowała.
"Wojewoda się nie zgodzi"
Ale obrońcy domu dziecka nie odpuszczali. Dopytywali, czy placówki nie można by uratować, a w najgorszym razie nie przenosić nigdzie dzieci, które już tam są.
- Nam chodzi o to, żeby po raz kolejny dzieciom tego świata nie rujnować - mówiła Katarzyna Cylińska, jedna osób, które stanęły w obronie placówki.
Przedstawiciele ratusza obiecali kolejne spotkanie za dwa tygodnie, w tym czasie mają szczegółowo przeanalizować sytuację. - Ale z mojej wiedzy wynika, że wojewoda nie wyrazi zgody na zachowanie placówki - skończyła Markowska.
Tymczasem w środę do domu dziecka przy Korotyńskiego przyjęto troje kolejnych dzieci.
Dom dziecka na Ochocie
Klaudia Ziółkowska