Marsz milczenia pod hasłem "Piąte: nie zabijaj" przeszedł w niedzielę ulicami warszawskiej Pragi. Uczestnicy marszu przeciwko przemocy solidaryzowali się z rodziną zamordowanej na początku listopada 26-letniej kobiety oraz dwojga jej dzieci.
W marszu wzięło udział kilkaset osób. - To głównie sąsiedzi oraz ludzie, którzy mieszkają w okolicy. Są bardzo poruszeni tym tragicznym, zupełnie bezsensownym zabójstwem 26-letniej kobiety oraz jej dzieci - mówił o godz. 15 na antenie TVN24 reporter Rafał Poniatowski.
Marsz rozpoczął się i zakończył przy ul. Stalowej 38. Przy kamienicy, w której doszło do tragedii. Dzieci układały maskotki, dorośli zapalali znicze. Później kilkaset osób przeszło w milczeniu ulicami: Stalową, Środkową, 11 listopada, Szwedzką.
- Chcieliśmy pokazać, że solidaryzujemy się z rodziną ofiar, a jednocześnie, że jesteśmy przeciwko przemocy - powiedział organizator marszu Paweł Bosak.
- Prowadzę komitet obrony lokatorów. Paulina (zamordowana 26-latka) przyszła do mnie po pomoc ze względu na to, że jej wniosek o przydział lokalu socjalnego, był nierozpatrywany od dłuższego czasu i poprosiła o interwencję. Miała przyjść po 1 listopada. Nie zdążyła – stwierdził Marek Jasiński.
Wydarzenie – jak podkreślił - bardzo poruszyło lokalną społeczność. - Zdarzają się różne wypadki, napady i nawet morderstwa, ale to tragedia niepojęta - dodał.
- Przyszłyśmy oddać hołd osobom, które zmarły. To były tak młode osoby, na które czekało całe życie, a zostały w tak okropny sposób zamordowane. Wzruszyłyśmy się; chciałyśmy tutaj przyjść – mówiły Sylwia i Maja, które wzięły udział w marszu milczenia.
- Chciałam być dziś ze wszystkimi. Niedaleko prowadzałam wnuczka do szkoły. Wielokrotnie przechodziłam przez to podwórko. Nigdy bym się nie spodziewała, że coś takiego się wydarzy. Najgorsze, że zginęły małe dzieci - powiedziała pani Hanna, mieszkanka warszawskiej Pragi.
"Piąte: Nie zabijaj"
Marsz obył się pod hasłem "Piąte: Nie zabijaj". Rozpoczął się o godz. 15 przed domem, w którym doszło do zbrodni. Jego uczestnicy przemaszerowali ulicami Stalową, Środkową, 11 Listopada i Szwedzką. Mieli ze sobą znicze i maskotki. Pochód zakończył się po godz. 16.
To nie był jedyny gest solidarności mieszkańców z rodziną zamordowanych. W piątek wieczorem w kościele Matki Bożej z Lourdes przy Szwedzkiej odprawiono nabożeństwo. To do tej parafii należała 26-latka i jej dwójka dzieci: 8-letnia córka i roczny chłopiec. Jak przekazał nasz reporter, na mszę przyszło sporo prażan. - Było kilkaset osób. Po mszy zbierane były datki na pogrzeb zamordowanej rodziny - poinformował Artur Węgrzynowicz.
W piątek odprawiono mszę w intencji zamordowanych
Zbrodnia przy Stalowej
Do tragedii w kamienicy przy Stalowej doszło w niedzielę, w dniu Wszystkich Świętych po godz. 22. Jak informowała prokuratura, podejrzana 32-letnia Magdalena M. miała zadać ofierze kilkanaście ran ciętych szyi i przeciąć krtań, w wyniku czego kobieta wykrwawiła się. Później, żeby pozbawić życia dwójkę jej dzieci i zatrzeć ślady, podejrzana podpaliła mieszkanie. Jak wykazały wstępne wyniki sekcji zwłok, dzieci zmarły w wyniku zatrucia tlenkiem węgla.
Sprawa wyszła na jaw w poniedziałek 2 listopada. Około godziny 15 straż pożarna została wezwana do pożaru w mieszkaniu przy Stalowej, z mieszkania miał wydobywać się dym. Po pożarze w lokalu znaleziono ciało 26-letniej kobiety i jej dwójki dzieci.
Przyznała się do winy
W czwartek prokuratura postawiła zarzut 32-letniej Magdalenie M. - Zabójstwa w związku z rozbojem więcej niż jednej osoby – poinformował Mariusz Piłat z praskiej prokuratury i dodał, że kobieta przyznała się do winy i złożyła obszerne wyjaśnienia. W piątek sąd rejonowy zdecydował o zastosowaniu wobec niej trzymiesięcznego aresztu. Jak ustalili śledczy, motywem zbrodni mogły być sprawy finansowe.
Zgodnie z artykułem 148 Kodeksu Karnego Magdalenie M. grozi kara nie mniejsza niż 12 lat więzienia, 25 lat więzienia lub dożywocie.
"Magdalena M. nie zgodziła się na wizję lokalną"
jk/ło/b/PAP