Ideą marszu jest oddanie hołdu i przypomnienie ofiar likwidacji getta warszawskiego w większości anonimowych, ludziach.
- Chcieliśmy przypomnieć, że dzień, kiedy zaczęto wywozić Żydów do Treblinki, 22 lipca 1942 r., to dzień jednego z najbardziej dramatycznych świąt żydowskich, związanego ze zburzeniem Jerozolimy - podkreślił Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, organizatora wydarzenia.
Jak informuje PAP, zamiarem organizatorów było także upamiętnienie pracowników służby zdrowia getta, "którzy do końca pozostali przy swoich pacjentach, a kiedy nie było już dla nich nadziei, stali się dla nich tzw. dawcami cichej śmierci".
Paweł Śpiewak przypomniał, że 22 lipca był dniem zagłady warszawskich Żydów. W ciągu 2,5 miesiąca do komór śmierci wysłanych zostało około 300 tys. osób. Dokładna liczba nie jest znana.
- Chcemy, aby ten marsz odbywał się od miejsca, w którym Żydów koncentrowano przed wysłaniem do obozów, aż "do życia": do miejsca, w którym pracowali i służyli swoim ludziom lekarze, służba medyczna warszawskiego getta. Idziemy, żeby pamiętać o tych ofiarach - nie żołnierzach, którzy potrafili walczyć, tylko ludziach całkowicie bezradnych, bezsilnych wobec tego, co działo się wtedy w Warszawie - dodał.
Ze 150 pracowników szpitala ocalało 17
Śpiewak przeczytał także listę nazwisk pracowników szpitala przy ulicy Siennej, którzy zginęli w trakcie deportacji z getta. Z około 150 pracowników szpitala wojnę przeżyło ledwie 17.
Przed rozpoczęciem marszu głos zabrała przedstawicielka ambasady Izraela w Polsce, Ruth Cohen-Dar.
- Na naszych barkach spoczywa odpowiedzialność wobec przyszłych pokoleń. Musimy uczynić wszystko, by chronić pamięć i opowiedzieć o tym straconym życiu. Aby nie powtórzyło się to już nigdy więcej (...) Musimy ciągle stać na straży i bronić prawa do życia w godności. Należy dbać o prawo każdego do bycia równym w odmienności i bycia akceptowanym przez innych" – powiedziała.
Pod pomnikiem na Umschlagplatz zgromadziło się około tysiąca osób. Uczestnikom rozdano wstążki z imionami ofiar likwidacji getta warszawskiego. Trasa marszu wiodła od ulicy Stawki, przez aleję Jana Pawła II, ulice Prostą, Twardą i Śliską; uczestnicy zatrzymali się pod budynkiem dawnego Szpitala Dziecięcego Bersohnów i Baumanów przy ulicy Śliskiej.
Szpital w 1940 r. znalazł się w granicach wytyczonego przez Niemców getta warszawskiego. W czasie Powstania Warszawskiego w budynku mieścił się szpital zgrupowania Armii Krajowej "Chrobry II". Personel szpitala niósł pomoc żołnierzom powstania oraz ludności cywilnej.
Tam biorący udział w Marszu przywiązali wstążki z imionami Żydów, uwięzionych w getcie do szpitalnego parkanu. Fragmenty pamiętników lekarzy z warszawskiego getta odczytał aktor Piotr Głowacki przy akompaniamencie trębacza Olgierda Dokalskiego, znanego z występów m.in. w grupach Daktari i kiRk.
Największe getto w Europie
Jesienią 1940 r. Niemcy stłoczyli Żydów na obszarze warszawskiego getta, tworząc największą zamkniętą dzielnicę żydowską w okupowanej Europie. W lipcu 1942 r. rozpoczęli jego likwidację, wywożąc do obozu zagłady w Treblince ponad 250 tys. mieszkańców getta.
19 kwietnia 1943 r., kiedy siły niemieckie przystąpiły do jego ostatecznej likwidacji, opór stawili im bojownicy z Żydowskiej Organizacji Bojowej i Żydowskiego Związku Wojskowego. Rozpoczęło się powstanie. W trwającej prawie miesiąc nierównej walce słabo uzbrojeni bojownicy stawili opór żołnierzom z oddziałów SS, Wehrmachtu, Policji Bezpieczeństwa i formacji pomocniczych.
W tym czasie Niemcy zrównali getto z ziemią. Według raportów niemieckich od 20 kwietnia do 16 maja 1943 r. w wykrytych i zlikwidowanych bunkrach znajdowało się ponad 56 tys. Żydów. Ok. 6 tys. zginęło na miejscu w walce, na skutek pożarów czy zaczadzenia. 7 tys. Żydów naziści zamordowali na terenie getta, tyle samo wysłano do Treblinki. Pozostała grupa ok. 36 tys. została wysłana do innych obozów, głównie Auschwitz i Majdanka.
PAP/kz/sk