Trzy gole w osiem minut i emocje na miarę najlepszych meczów Górnika z Legią. W Zabrzu goście dwukrotnie obejmowali prowadzenie, ale wracają do stolicy z punktem, bo gola na 2:2 górnicy strzelili w ostatniej chwili.
Kiedyś to był szlagier, dziś co najwyżej mocno zakurzony hit. Mecz wielkich polskich firm gromadził tłumy na stadionach, w niedzielę na remontowanych trybunach w Zabrzu mogło zasiąść tylko 3 tys. kibiców.
Prowadzenie dał Legii kuriozalny gol zdobyty już na początku meczu. Jakub Kosecki strzelił na bramkę Łukasza Skorupskiego, a ten z niewiadomych przyczyn wypuścił piłkę z rąk. Z prezentu z zimną krwią skorzystał Marek Saganowski.
Huśtawka emocji
Kibice mieli prawo ziewać. Piłkarze za cierpliwość i czekanie na emocje odwdzięczyli się w samej końcówce. Zaczął Górnik. Wyrównał Przemysław Oziębała. Trzy minuty później stadion zamarł, bo Legia odpowiedziała pięknym golem Dominika Furmana, który pokonał Skorupskiego fenomenalnym strzałem z 40 metrów. O takich golach mówi się "stadiony świata".
Gdy wydawało się, że goście wyjadą z Zabrza z kompletem punktów, strzałem głową Duszana Kuciaka pokonał Adam Danch. To była ostatnia minuta meczu.
Spadli z fotela lidera
Legioniści mogą pluć sobie w brodę, bo dwa razy prowadzili i dwa razy dali sobie wbić gola. W konsekwencji stracili dwa punkty i pozycję lidera. Ta należy od niedzieli dla piłkarzy Widzewa Łódź, którzy są jedynym zespołem w lidze bez straty punktów.
tvn24.pl//b