Do Warszawy przyjechał mistrz Słowacji, klub z dziesięciokrotnie mniejszym budżetem od Legii. Mający w składzie kilku zawodników, którzy niedawno grali w ekstraklasie, ale nie wybili się w niej ponad przeciętność. Prowadzony przez Radoslava Latala, świętującego niegdyś u nas wicemistrzostwo z Piastem Gliwice.
Czech do sensacyjnego tytułu Spartaka ręki nie przyłożył, bo drużynę przejął zaledwie kilka tygodni temu. Przed meczem odwagi mu nie brakowało. - Zagramy o zwycięstwo - zapowiadał. Jak się okazało przeciwko tak wyglądającej Legii nie było to zadanie trudne.
Nie wychodziło nic
Walecznie, odważnie, agresywnie, a przede w miarę dokładnie w ataku - tak grał Spartak. Legia była jego przeciwieństwem, do tego ułatwiała Słowakom zadanie fatalnie spisując się w obronie, do czego w tym sezonie zdążyła już niestety przyzwyczaić.
O gola się prosiła. Po pierwszych siedmiu minutach powinna przegrywać dwoma. Najpierw uratował ją fatalnie nastawiony celownik Erika Jirka, który spudłował z kilku metrów, potem niesamowity refleks Arkadiusza Malarza, kapitalnie broniącego uderzenie głową Marvina Egho.
Ostro grający Spartak czasami nie przebierał w środkach. Po jednym z fauli gości kontuzji doznał Krzysztof Mączyński. Zanim doszło do zmiany, osłabieni legioniści stracili gola. Pozostawiony bez opieki Erik Grendel mógł zrobić przed polem karnym, co chciał. Zdecydował się na strzał. Wyszło idealnie.
Po zdobytej bramce goście cofnęli się bliżej swojego pola karnego. Chyba tylko dzięki temu legioniści w końcu zaczęli istnieć w ofensywie. I tak atakowali nieśmiało. Przed przerwą okazję mieli jedną, w zasadzie pół okazji, bo strzał głową Inakiego Astiza nie miał prawa poważnie zagrozić bramkarzowi.
Gwizdy na przerwę
Schodzących do szatni gospodarzy żegnały gwizdy i okrzyki, których przytaczać nie wypada. Na drugą połowę miała wyjść inna Legia. Wyszedł też jednak inny Spartak. Skupiony na defensywie, do którego warszawski zespół wciąż nie wiedział jak się dobrać.
Niecelny strzał z pola karnego Carlitosa, kilka wrzutek w pole karne. To wszystko na co było stać legionistów. Spartak czekał na swoje szanse i się ich doczekał. Kolejnej wymarzonej okazji w meczu nie wykorzystał Egho, tym razem nawet nie trafiając w bramkę. Natomiast Jan Vlasko, po stracie piłki przez Astiza, już się nie pomylił. Malarza pokonał efektownym lobem, pieczętując zasłużone zwycięstwo gości.
Rewanż na Słowacji za tydzień we wtorek. Zwycięzca tej pary w trzeciej rundzie zmierzy się z lepszym zespołem dwumeczu pomiędzy Crveną Zvezdą Belgrad a litewską Suduvą Mariampol. Wiele wskazuje na to, że awansuje mistrz Serbii, który wygrał u siebie 3:0.
Gdyby Legia została wyeliminowana, trafi do trzeciej rundy eliminacji Ligi Europejskiej. Tam zmierzy się albo z luksemburskim F91 Dudelange, albo z Dritą z Kosowa.
Legia Warszawa - Spartak Trnawa 0:2
Bramki: Grendel (16), Vlasko (90+3).
Legia: Arkadiusz Malarz - Marko Vesovic, Inaki Astiz, Chris Philipps (69. Kasper Hamalainen), Adam Hlousek - Domagoj Antolic, Krzysztof Mączyński (16. Mateusz Wieteska), Cafu, Sebastian Szymański (63. Miroslav Radovic) - Jose Kante, Carlitos.
Spartak: Martin Chudy - Andrej Kadlec, Martin Toth, Boris Godal, Matus Conka - Erik Jirka, Anton Sloboda (86. Ivan Hladik), Lukas Gressak, Jakub Rada, Erik Grendel (64. Fabian Miesenboeck) - Marvin Egho (90. Jan Vlasko).
tg/pm