Sprawa usytuowania znaku wyznaczającego południową granicę dzielnicy zainteresował się radny Marcin Korowaj z Platformy Obywatelskiej.
- Takie ustawienie znaków wprowadza mieszkańców w błąd i zafałszowuje rozmiary dzielnicy Białołęki – napisał w interpelacji. Na razie nie doczekał się odpowiedzi.
"Kuriozum i niedbalstwo"
Na swojej stronie internetowej opublikował film, na którym pokazuje tabliczkę ustawioną przy ul. Modlińskiej, na wysokości jednego z budynków żerańskiej elektrociepłowni. Z map jasno wynika, że południowa granica Białołęki przebiega trasa Toruńską.
– To jakieś kuriozum. Ktoś przesunął granicę o ok. 700 metrów – irytuje się Marcin Korowaj. Dlaczego tabliczka nie stoi tam, gdzie powinna? - pyta.
I sam odpowiada: – Myślę, że wynika to z urzędniczej niedbałości o detale. Znaki powinny być stawiane precyzyjne, albo wcale – podsumowuje radny.
"Granice są umowne"
O wyjaśnienia poprosiliśmy Zarządu Dróg Miejskich, który ustawia tabliczki.
– To jest granica umowna, a usytuowanie znaków określa miejski inżynier ruchu, my je tylko ustawiamy – tłumaczy Karolina Gałecka, rzeczniczka drogowców.
Mimo to w przyszłym tygodniu ZDM ma przyjrzeć się tej sprawie bliżej.
bako/roody