Stolica Polski, kojarzona z kiełbasą i śledziem, jest teraz wegańską przystanią - pisze w piątek brytyjski dziennik "Guardian", przypominając, że Warszawa od sześciu lat znajduje się w czołówce rankingu "vege miast" świata, a przed trzema laty "National Geographic" przyznał jej pierwsze miejsce.
Zdaniem dziennika, trwająca od dwóch dekad cicha wegańska rewolucja w Polsce nie powinna być zaskoczeniem: stuleciami kuchnia większości społeczeństwa była oparta na produktach roślinnych. Na mięso, nabiał, ryby mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi. Większość żywiła się ziemniakami, warzywami korzennymi i liściastymi - z konieczności, a nie ze względów ideologicznych.
Także w okresie PRL produkcja mięsa nie była w stanie zaspokoić potrzeb. Po zmianie ustroju i w miarę stopniowego wzrostu zamożności mięso stało się podstawą diety. Jednak gdy wyrosły kolejne pokolenia, dla których potrawy mięsne były już łatwo dostępną codziennością, produkty odzwierzęce straciły niegdysiejszy blask.
Weganizm a poglądy polityczne
Dziennik zauważa, że w Polsce dieta stała się symbolem politycznym. Przytacza badania Ipsos sprzed kilku lat, w których aż 30 proc. zwolenników lewicy byłoby gotowych przeciwdziałać katastrofie klimatycznej za pomocą rezygnacji z mięsa, podczas gdy wśród prawicy na taki krok zdecydowałoby się zaledwie 11 proc.
"Weganizm jest postrzegany jako termin pejoratywny" - stwierdziła Anna Spurek z pierwszego polskiego wegańskiego think tanku Green REV Institute. "Lobby mięsne i grupy interesów używają go, aby polaryzować społeczeństwo" - zauważyła. Jak dodała, prawicowi politycy sugerują, że "weganizm jest antypolski, a weganie są szaleńcami oderwanymi od rzeczywistości". Jednak jej zdaniem idea diety roślinnej powinna wymknąć się politycznym pułapkom, tym bardziej że jest zdrowsza i stanowi rodzaj powrotu do polskich chłopskich korzeni.
Autorka/Autor: b
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock