W czwartek Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że nie ma sporu kompetencyjnego między ratuszem a komisją weryfikacyjną. Co dla Hanny Gronkiewicz-Waltz oznaczał taki werdykt? - Pewne rzeczy, na których mi zależało zostały wyjaśnione. Jestem organem, a nie stroną. [Patryk] Jaki nie może wkraczać do uprawnień samorządu, czyli nie ma prawa wezwać mnie przed komisję - stwierdziła w "Faktach po Faktach".
Zapewniła przy tym, że ciągle jest do dyspozycji prokuratury, a ratusz współpracuje z komisją, na przykład dostarczając mu wymagane dokumenty.
Odniosła się też do kwestii kar, które nakłada na nią komisja. Tylko podczas ostatnich, czwartkowych posiedzeń ukarano ja grzywnami na 19 tysięcy złotych.
"Demokracja w Polsce się skończyła"
- Ja zupełnie tego nie rozumiem, bo druga rozprawa była odwoławcza, gdzie nikt nie musi przychodzić. To zastraszanie, szykanowanie, znęcanie się - stwierdziła a przewodniczącego Patryka Jakiego nazwała "specjalista od tortur".
Podtrzymała też, że przed komisją się nie zamierza stawić. - Gdyby się okazało, że w orzeczeniu, które mówi, że jestem stroną, to oczywiście można byłoby się nad tym zastanowić. Jestem do dyspozycji prokuratora, ale nie będę przed komisją wydawała się na lincz - komentowała.Przypomniała, że jest pierwszym prezydentem, który wprowadził ochronę lokatorów. Mówiła o "małej" ustawie reprywatyzacyjnej i mieszkaniach komunalnych udostępnionych lokatorom wyrzuconym ze zreprywatyzowanych mieszkań. Krytycznie oceniła stan polskiej demokracji. - Nie ma w Polsce demokracji, jest demokracja fasadowa, nie ma trójpodziału władz. Demokracja w Polsce się skończyła - podsumowała.
ZOBACZ CAŁE WYDANIE PIĄTKOWYCH "FAKTÓW PO FAKTACH"
kz/b