Faworyt niedzielnego spotkania był tylko jeden. Mistrz Polski jest rozpędzony i nie licząc wpadki z Wisłą Płock (2:2) wygrywa w ostatnich tygodniach wszystko. Na przeciwnym biegunie znajdują się łęcznianie, którzy od dłuższego czasu okupują ostatnie miejsce w tabeli.
Różnicę klas było na Łazienkowskiej doskonale widać.
Jak po sznurku
Od samego początku przewaga legionistów nie podlegała dyskusji. Warszawianie ustawili sobie mecz już po 20 minutach za sprawą dwóch trafień. Oba gole padły po ładnych akcjach, w których piłka wędrowała jak po sznurku. Najpierw Nikolić wykończył akcję Vadisa Odidji-Ofoe i Valeriego Kazaiszwiliego, a niedługo później Ofoe świetnie obsłużył Radovicia i było 2:0.
Hat-trick na pożegnanie
Trzeciego gola gospodarze dorzucili po przerwie, a na listę strzelców znów wpisał się Nikolić. Tym razem Węgier z zimną krwią wykorzystał genialne, prostopadłe podanie Radovicia.
Legia się bawiła. I nie chciała przestać. A na odegranie pierwszoplanowej roli uparł się król strzelców ubiegłego sezonu ekstraklasy. Hat-tricka skompletował po kolejnej asyście Odidji-Ofoe. Chwilę później snajper opuścił boisko przy głośnym aplauzie warszawskich fanów. Mogły to być to ostatnie trafienia tego zawodnika w koszulce z "elką" na piersi. Legia w tym roku już nie zagra, a Węgier zapowiedział niedawno, że w przerwie zimowej opuści stolicę.
Strzelanie zakończył w ostatniej akcji meczu Kasper Hamalainen, który w drugiej części zmienił kontuzjowanego Michała Kopczyńskiego.
Górnik musi walczyć
Mistrz Polski sezon zaczął fatalnie, ale dzięki kapitalnej końcówce rundy jesiennej zimę spędzi na trzecim miejscu w tabeli. Dużo mniej komfortu będzie miał Górnik, który żeby utrzymać się w ekstraklasie będzie musiał poszukać wzmocnień, a może liczyć na cud.
pqv/TG