Od początku roku szkolnego inspektorzy skontrolowali półtora tysiąca gimbusów. Wlepili ponad 100 mandatów, zabrali 182 dowody rejestracyjne. 62 autobusy w ogóle nie nadawały się do jazdy. Dwaj kierowcy byli pijani. Na Mazowszu, rekordzista z Siedlec miał 2,5 promila.
Takie sytuacje zdarzają się sporadycznie, największym problemem wciąż jest fatalny stan techniczny. Gimbusy wciąż jeżdżą z łysymi oponami. Zdarzają się zepsute hamulce, przeżarte rdzą podwozia i wycieki oleju.
- Był przypadek zastąpienia tylnej szyby dyktą, tudzież w jednym pojeździe lał się olej i przewoźnik zastosował bardzo innowacyjną metodę. Butelkę po napoju podstawił pod spód pojazdu - opowiadał Alvin Gajadhur, główny inspektor transportu drogowego.
Od lat najgorzej jest na Dolnym Śląsku, a także w województwach świętokrzyskim i kujawsko-pomorskim. Tam inspektorzy zatrzymują najwięcej gimbusów, które nie powinny wozić dzieci. Najmniej w Lubuskiem.
Gimbusami rządzą przetargi
Inspektorzy nie ukrywają, że czasem są winni diagności, którzy wypuszczają na drogi zepsute autobusy.
Problemem jest też sposób zamawiania transportu dla dzieci przez gminy. W przetargach decydująca jest zwykle cena. Odbija się to na jakości usług. - Apelujemy o to, żeby samorządy nie kierowały się tylko warunkiem najniższej ceny - mówił w 2016 roku Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury.
- To zależy od jednostek samorządowych, jakie kryteria ustalą. Niestety, niejednokrotnie najniższa cena jest brana jest przede wszystkim pod uwagę - przyznaje Alvin Gajadhur, główny inspektor transportu drogowego.
Inspekcja zapewnia, że nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Kontrole gimbusów będą trwały cały rok szkolny.
Łukasz Wieczorek, "Polska i Świat"