Zróbmy małą retrospekcję i cofnijmy się do lata i początku jesieni 2013. Legia z Janem Urbanem na ławce trenerskiej celuje, tradycyjnie, w awans do Ligi Mistrzów. Najpierw męczy się z amatorami z Walii, a następnie, w kolejnej rundzie eliminacji, ledwo przechodzi norweskie Molde. W decydujących o awansie meczach z Steauą Bukareszt bohatersko walczy, ale jednak zabrakło jednej bramki.
Zwrot o 180 stopni
Na pocieszenie pozostał start w Lidze Europy, w dość silnej grupie z Trabzonsporem, Lazio i Apollonem Limassol. Do początku października legioniści zagrali dwa spotkania. Oba przegrali (z Włochami i Cypryjczykami), oba w stosunku 0:1. Bilans nie napawa optymizmem. Osiem spotkań i tylko dwa zakończone zwycięsko (z amatorskim klubem), aż cztery remisy i dwie porażki. Bramkowo poprawnie 8-7, choć też bez rewelacji, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że większość meczów grali w ramach eliminacji. Ze słabszymi drużynami.
Po dwunastu miesięcy mamy zwrot o 180 stopni. W analogicznym okresie, w ośmiu meczach Legia wygrała aż siedem, nie poniosła żadnej porażki (oczywiście nie wliczamy walkowera w pamiętnej aferze z Celtikiem). Jedyny remis padł w... pierwszym meczu kampanii, z Irlandczykami, gdy warszawianie byli jeszcze w okresie przygotowawczym.
17-2. Bilans bramkowy niemal perfekcyjny. Piłkarze Berga nie stracili gola od 534 minut. Ostatni raz Kuciaka pokonał piłkarz Celticu, po czym Szkoci w rewanżu otrzymali aż sześć. Gołym okiem widać, że defensywa mistrzów Polski wreszcie zaczęła funkcjonować poprawnie. Mamy dobrą wiadomość. Od początku istnienia Ligi Europy (sezon 2009/10), ani razu nie zdarzyło się, by drużyna, która w dwóch pierwszych meczach zgarnęła sześć punktów, nie awansowała do następnej rundy.
Czytaj także na sport.tvn24.pl
bucz
Źródło zdjęcia głównego: sport.tvn24.pl