Egzamin za wódkę i lot na Marsa O czym szumią akademiki?

Komiks na ścianie Akademika na Kickiego - fot. Tvnwarszawa.pl
Komiks na ścianie Akademika na Kickiego - fot. Tvnwarszawa.pl
- Jesienią zawsze zaczyna się szkoła, a w knajpach zaczyna się picie - śpiewa Muniek Staszczyk. I dłuuuugie studentów rozmowy. W końcu nie samymi książkami żyją, a sesja nigdy nie wydaje się odleglejsza niż na początku października. Dodatkowo ufni pierwszorooczniacy są jeszcze w stanie uwierzyć starszym kolegom, w opowieści tak nieprawdopodobne, że aż... Prawdziwe?

Tych historii "koty" zwykle słuchają z otwartymi ustami. Czasem lekko niedowierzają, ale zwykle dają się nabrać. Opowiadający uprawdopodobni je prawdziwymi nazwiskami, znanymi miejscami, a kilku znajomych na pewno potwierdzi, że też coś o tym słyszeli:

- Gdy ja studiowałem, też to opowiadaliśmy - zaskoczył mnie ojciec, gdy z wypiekami na twarzy podzieliłem się z nim kiedyś, prawdziwą historią kolegi mojego nowego kolegi. W ten sposób wpadłem w pułapke miejskiej legendy. Podstawowa zasada "studenckich historii" jest jedna. Zawsze ktoś zna kogoś, kto wie na pewno, że opowieść jest prawdziwa. Przekazuje więc uniwersytecką legendę kolejnej osobie.

- Przyczyna jest prosta. Folklor akademicki, tak zwana proza ludowa, związana jest najczęściej z wykładowcami i egzaminami – mówi profesor Dionizjusz Czubala, autor książki "Wokół legendy miejskiej".

Więc młodsi pytają o profesorów, wykłady, akademiki. A starsi chętnie dzielą się tą wiedzą.

Zaklinanie misji na Marsa

Na Uniwersytecie Warszawskim krąży legenda o wykładowcy, do którego na egzamin przyszedł niedouczony student. Wyciągnął trzy flaszki wódki – Trzy butelki, za 3 w indeksie – miał powiedzieć. Profesor zabrał dwie flaszki - Dwie, za 2 w indeksie - powiedział.

Historia autentyczna? Pod warunkiem, że powtórzyła się też m.in. na Politechnice i UKSW. Bo wszędzie opowiadana jest jako prawdziwa.

- 80% legend akademickich dotyczy zaklinania rzeczywistości. Studenci opowiadają te legendy by sobie pomóc. Pokonać lęk przed egzaminem – mówi Czubala.

Oddzielną grupę stanowią legendy makabryczne. Historie "pijanych astronautów" znają już nie tylko studenci w całej Polsce. Została zdemaskowana jako blaga, ale wciąż są tacy, którzy dają się na nią złapać. W Warszawie wydarzała się m.in. "na Kicu", ale częściej chyba w akademiku przy Żwirkach, bo liczba pięter dobrze działa na dramaturgię opowieści.

Podobno, na mocno zakrapianej imprezie studenci odurzeni alkoholem, bądź narkotykami, wyrzucili przez okno kolegę w tekturowym pudle. Na kartonie napisali "Misja na Marsa". Gdy zaalarmowana policja przyjechała na imprezę, przerwała przygotowania do kolejnej misji. Druga osoba siedziała już w pudle z napisem "Akcja ratunkowa". Podobno.

Gdy egzaminuje "dobry alfons"

Historia astronautów z akademika, pachnie jednak fałszem na kilometr. Nie brak takich, które brzmią wiarygodniej, a makabryczniej. Opowiada się o mordercach, czy gwałcicielach w kampusach. Zwykle legendę okrasza się kilkoma znanymi danymi: nazwą wydziału, numerem pokoju, itd.

- Te historie często powtarzają także rodzice, których dzieci idą na pierwszy rok studiów. Ma to, w ich mniemaniu, pomóc im przy wyborze bezpiecznego kampusu. W ten sposób próbują opanować "potwora lęku" – tłumaczy Czubala.

Bardzo popularną legendą jest również ta o studentce, która wychodząc z egzaminu z dwóją w indeksie krzyknęła "Je**** alfons". Profesor, który to usłyszał skreślił dwóję i wpisał studentce piątkę z wykrzyknikiem. – Dobry alfons, szanuje swoje k**** - powiedział profesor.

Słyszeliście o tym profesorze? Zakładam, że tak.

- Legendy, które mają zabarwienie humorystyczne zaliczyłbym raczej do anegdot. Często opowiadają je sami wykładowcy jako dowcipy o studentach. To odzielna grupa ludowej prozy – mówi Czubala.

BARTOSZ ANDREJUK

A WY ZNACIE LEGENDY Z WARSZAWSKICH UCZELNI? A MOŻE MOŻECIE PODZIELIĆ SIĘ OPOWIEŚCIĄ NIEZNANĄ I... PRAWDZIWĄ?

Czytaj także: