W poniedziałek SO badał apelację w tej głośnej w stolicy sprawie, w której oskarżonym jest 25-letni syn znanego adwokata.
Wynik zagubienia, nie premedytacji
- Zrobienie z niego potwora, który podpalał dla zabawy samochody, bo jest pod ochroną możnych rodziców, jest kompletnym nieporozumieniem - oświadczył w obrońca mec. Michał Tomczak (zgodził się na podawanie nazwiska syna). Mówił, że czyny, które mu zarzucono, to "wynik głębokiego zaburzenia i zagubienia", a nie premedytacji.
- Sądy nie wyleczą Jacka, bo to zadanie najbliższych i systemu, ale pozwolą postawić diagnozę - dodał podkreślając, iż sąd I instancji nie dopuścił wniosku o całościową opinię lekarzy o jego stanie. Wyrokowi zarzucił "bezprecedensową surowość"; nazwał go też przejawem "zemsty społecznej".
Pięć lat więzienia i wysoka nawiązka
W kwietniu br. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia skazał Tomczaka na pięć lat więzienia, nakazując odbywanie kary w systemie terapeutycznym, gdyż dokonywał podpaleń pod wpływem alkoholu. Skazany miałby też zapłacić ok. 206 tys. zł nawiązki na rzecz pokrzywdzonych oraz 46 tys. zł kosztów sądowych. To kara za "sprowadzenie pożaru zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach" - podpaleń aut w styczniu 2012 r. w Ursusie oraz potem w centrum Warszawy, m.in. na ul. Oleandrów - oraz drzwi do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie w 2011 r. Tylko do tego ostatniego czynu podsądny się przyznał.
Uzasadniając wyrok, sędzia SR Piotr Ermich zwracał uwagę, że według biegłych podsądny był poczytalny, a jego zachowanie nie wynika z piromanii. Sędzia podkreślił wysoki stopień społecznej szkodliwości czynów oraz ich powtarzalność.
Obrona chce uniewinnienia
W apelacji obrona wniosła o uniewinnienie od większości zarzutów i złagodzenie kary za jedno podpalenie, do którego oskarżony się przyznał. Alternatywnie obrońcy wnosili o zwrot sprawy do ponownego rozpatrzenia. Prokurator nie odwoływał się; w SR żądał sześciu lat więzienia.
W obszernych wystąpieniach trójka obrońców wskazywała na poważne uchybienia, jakich - ich zdaniem - dopuścił się SR. Np. podczas policyjnego okazania podejrzanego świadkowi, który widział sprawcę w czarnej kurtce, Tomczak został ubrany w taką kurtkę. - To tak, jakby na osobie okazywanej powiesić tabliczkę: "Wybierz mnie!" - mówiła mec. Beata Czechowicz.
SR odrzucił też wniosek obrony o całościowe badania podsądnego, który leczy się w "specjalistycznej poradni". Adwokatka zwróciła uwagę na uzależnienie podsądnego od leków psychotropowych, które w połączeniu z alkoholem mogły rodzić określone reakcje, a tego SR nie chciał badać.
- Jeśli on jest chory, żadna kara nie rozstrzygnie sprawy - dodała. Zwróciła uwagę, że jego powtarzające się zachowania są "nieracjonalne i atypowe". Obrona podkreślała, że inny stołeczny sąd - prowadzący proces za inne podpalanie aut przez Tomczaka - dopuścił całościową opinię biegłych nt. jego zdrowia.
"Wersja niekorzystna dla oskarżonego"
Innym zarzutem obrony jest niezgodna z zasadami ocena dowodów i naruszenie zasady domniemania niewinności oskarżonego, który nie był dotychczas karany.
- Proces był poszlakowy spośród wszystkich możliwych wersji, sąd przyjął wersję całkowicie niekorzystną dla oskarżonego - mówiła mec. Czechowicz. Według niej także biegły od pożarnictwa nie był obiektywny, a nie uwzględniono prywatnych opinii przedstawionych przez obronę.
Ponadto obrona kwestionuje kwalifikację prawną czynów oskarżonego. Według obrony SR nie wyjaśnił, czemu część z nich uznał za "sprowadzenie pożaru zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach" (za co grozi do 10 lat więzienia), a część za zniszczenie mienia (kara do 5 lat). Mec. Tomczak zarzucił SR, że w uzasadnieniu napisał, iż jako syn adwokata, oskarżony powinien wiedzieć, jak kwalifikować czyny. - Wysoki sądzie, nawet ja tego nie wiedziałem - oświadczył.
W krótkim wystąpieniu prokurator wniósł o oddalenie apelacji argumentując, iż podpalenie kilkunastu aut w centrum Warszawy budzi poruszenie społeczne, a "sąd jest rzecznikiem społeczeństwa".
Oskarżony milczał
Sam oskarżony, doprowadzony do sądu z aresztu, nie wypowiadał się. W ogóle nie reagował na słowa sędziego, co ten zapisał w protokole rozprawy. Odnotowano w nim też, że kilka razy podał on ojcu kartki ze swymi zapiskami.
Począwszy od 2011 r., Tomczak był kilkakrotnie zatrzymywany, a następnie oskarżony o serie podpaleń aut w różnych częściach Warszawy. Trafiał też do aresztu. W kwietniu 2011 r. miał podpalić w sumie dziewięć aut. Głośno o nim zrobiło się w 2012 r., gdy został zatrzymany w związku z podpaleniem samochodów w Śródmieściu, m.in. w okolicach pl. Zbawiciela, na ul. Oleandrów i Nowowiejskiej. W grudniu 2013 r. podpalił auto na Gocławiu. Według policji ma na koncie podpalenia kilkudziesięciu samochodów w całej Warszawie. W pierwszej instancji wciąż trwa inny proces T. za podpalenia aut.
Auta płonęły m.in. przy ul. Oleandrów:
Przy Oleandrów znów spłonęły samochody
Kolejne pożary na Oleandrów
Mieszkańcy komentują podpalenia
PAP/b