Dożywocie za zabójstwo dla byłego komendanta policji z Białołęki

Wyrok dożywocia usłyszał były komendant policji z Białołęki. Warszawski sąd uznał Mariusza W. za winnego zabójstwa biznesmena z Ciechanowa, Dariusza S. Motywem zbrodni miały być rozliczenia finansowe. Ofiara została zastrzelona, a ciało poćwiartowane i spalone. Sprawie przyjrzał się reporter programu Polska i Świat, Łukasz Wieczorek.

Wyrok w sprawie 46-letniego Mariusza W. zapadł w czwartek w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga. - Oskarżony usłyszał wyrok dożywocia za zabójstwo - informuje biuro prasowe sądu.

Akt oskarżenia zawierał w sumie trzy zarzuty. Najpoważniejszy dotyczył zabójstwa. Dwa pozostałe to przekroczenie uprawnień i wymuszenie poświadczenia oraz nakłanianie do składania fałszywych zeznań. W przypadku wszystkich został uznany za winnego.

Makabryczna zbrodnia

Poszlakowy proces trwał trzy lata. Poćwiartowane i częściowo spalone zwłoki 52-letniego biznesmena z Ciechanowa, Dariusza S., znaleziono w połowie marca 2011 w lesie w pobliżu Legionowa. Najpierw fragment ręki przyniósł okolicznym mieszkańcom pies.

Od początku lutego mężczyzna był uznawany za zaginionego. O dokonanie brutalnej zbrodni oskarżono 42-letniego wówczas komendanta jednego z komisariatów na Białołęce. W policji funkcjonariusz służył od 1991 roku. Śledczy ustalili, że wynajmował od Dariusza S. lokal, gdzie w wraz z żoną prowadził sklep odzieżowy. - Zawsze dochodziliśmy do kompromisu. Nigdy nie było między nami nieporozumień - przekonywał w październiku 2012 roku, gdy ruszał proces.

Ale prokuratura ustaliła, że Mariusz W. zabił swoją ofiarę z broni palnej, strzelając do niej co najmniej cztery razy - dwa razy w głowę i dwa razy w plecy. Następnie poćwiartował i podpalił zwłoki w celu zatarcia śladów. Motywem zbrodni miały być rozliczenia finansowe. Według "Gazety Stołecznej" poszło o dług policjanta wobec S. - 15 tysięcy złotych.

Nie przyznał się do winy

Były komendant został aresztowany pod koniec marca 2011 roku. Wtedy też usłyszał zarzut zabójstwa biznesmena. Przez cały czas trwania procesu nie przyznał się do winy. Potwierdził tylko, że namawiał współpracowników do składania nieprawdziwych zeznań dotyczących m.in. przechowywania broni w policyjnym magazynie. Przekonywał, że nie miał problemów finansowych. Mówił, że średnio miesięcznie zarabiał nie mniej niż 7 tys. zł netto.

- Stała się rzecz straszna, zginął człowiek, ale ja z tą sprawą nie miałem i nie mam nic wspólnego. Zawsze stawałem w obronie osób słabszych i zawsze stawałem po stronie dobra. Przez 20 lat pełniłem nienaganną służbę - zapewniał oskarżony.

Były komendant nie chciał, aby przywieziono go na finał procesu. Wyrok nie jest prawomocny.

Tak relacjonowaliśmy sprawę w 2011 roku:

Poćwiartowane ciało znaleziono pod Legionowem

Dożywocie dla byłego komendanta z Białołęki

jk/b/PAP

Czytaj także: