Do włamania doszło pod koniec listopada ubiegłego roku w jednej z galerii handlowych.
Zdaniem policji przebieg zdarzeń wyglądał tak: mężczyzna zaczekał do zamknięcia centrum handlowego. Gdy opuścili je wszyscy klienci i pracownicy, wykorzystał szyb wentylacyjny, by dotrzeć do salonu jubilerskiego. Po linie zjechał wprost na jego zaplecze. Tam dostał się do sejfu i zabrał z niego biżuterię oraz markowe zegarki warte ponad 700 tysięcy złotych.
Później, jak podaje policja, wyszedł tą samą drogą i do momentu otwarcia galerii czekał w toalecie. Rano niepostrzeżenie się z niej wymknął.
Lina z supermarketu
Sprawą zajęli się policjanci ze Śródmieścia i prokuratura. Dzięki nagraniom z monitoringu udało im się ustalić wizerunek podejrzanego. To co zarejestrowały kamery, doprowadziło śledczych do informacji, skąd pochodzi lina wykorzystana do napadu. - Mężczyzna kupił ją dzień wcześniej w supermarkecie na terenie tego samego centrum handlowego - wyjaśnia Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy rejonowej.
Do ustalenia tożsamości podejrzanego przyczyniła się też praca techników kryminalistyki. - Na miejscu przestępstwa zostały ujawnione i zabezpieczone ślady DNA - dodaje Szumiata.
Po sprawdzeniu policyjnych baz okazało się, że zabezpieczony ślad pokrywa się z tym, który wcześniej znaleźli niemieccy funkcjonariusze. - Mężczyzna w czerwcu 2017 roku dopuścił się identycznego przestępstwa w Niemczech, gdzie był już notowany za inne czyny i poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania - mówi Szumiata.
Aresztowany na trzy miesiące
Podejrzany o włamanie i kradzież biżuterii został zatrzymany, gdy próbował wjechać do Polski, na przejściu granicznym w miejscowości Hrebenne. To 35-letni obywatel Ukrainy. Śledczy przewieźli go do Warszawy. Mężczyzna usłyszał już zarzut i na wniosek prokuratora trafił na trzy miesiące do aresztu.
Grozi mu do 10 lat więzienia.
kk/mś