To miała być rutynowa robota a zakończyła się jedną z największych traum w historii polskiej policji. 23 marca 2002 roku pod Nadarzynem zastrzelony został podkomisarz Mirosław Żak.
Ta historia zaczęła się dzień wcześniej. Bandyci z gangu nazywanego później grupą "Mutanta", na drodze pod Piasecznem zrabowali tira wyładowanego po dach telewizorami. Towar, wart około miliona złotych, został ukryty na posesji we wsi Parole, niedaleko Nadarzyna.
23 marca ciężarówkę odkryła policja. Funkcjonariusze z sekcji kryminalnej dowodzeni przez naczelnika, podkomisarza Mirosława Żaka przez pół dnia spisywali odzyskany sprzęt.
Było późne popołudnie, gdy w pobliżu zatrzymało się kilka samochodów. Wysiadło z nich kilkunastu mężczyzn, niektórzy uzbrojeni. Bez ostrzeżenia zaczęli strzelać w stronę nieumundurowanych funkcjonariuszy. Gdy ci krzyknęli, że są z policji, napastnicy nie uwierzyli. Byli przekonani, że to konkurencyjna banda chce przejąć ich łup.
Nie miał broni
Walka była nierówna. Przestępcy mieli broń automatyczną, policjanci - i to nie wszyscy - tylko zacinające się czasem pistolety. Żak w ogóle nie miał broni. Jego zastępca i najlepszy przyjaciel tak opisywał później w sądzie tę wymianę ognia: - On puszczał serię, ja odpowiadałem jednym strzałem. W magazynku miałem tylko osiem naboi.
Ostatecznie napastnicy odpuścili, ale naczelnik Żak został śmiertelnie postrzelony.
W przeciwieństwie do sprawy zabójstwa generała Papały, śledztwo od początku było profesjonalnie prowadzone przez policjantów z wydziału do walki z terrorem kryminalnym i pod czujnym okiem prokuratora Wojciecha Groszyka.
Policja szybko ustaliła, kto był odpowiedzialny. W ciągu tygodnia znany był już pełen skład grupy, która zaatakowała policjantów. Część udało się zatrzymać od razu, pozostałych policja tropiła przez kolejne dwa lata. Za ośmioma rozesłano listy gończe.
Pierwszy wpadł brat
Na czele bandy stał Jerzy B. ps. "Mutant" vel "Jurij". On został zatrzymany jako ostatni, dopiero w lutym 2004 roku. Ale wcześniej policja z niespotykaną determinacją szukała jego podwładnych. W lipcu 2002 roku jako pierwszy wpadł brat "Mutanta" – Mirosław. Tu akurat pomógł przypadek – zepsuło mu się auto, którym uciekał po napadzie na listonoszkę.
Ale kolejne zatrzymania to już efekt mrówczej pracy śledczej. W październiku wpadli Krzysztof M. i Andrzej W. Miesiąc później – Jacek L. ps. "Lewy".
W styczniu 2003 roku znów niewiele brakowało, by doszło do tragedii. Policjanci śledzili dwóch gangsterów, którzy co prawda w Parolach nie byli, ale mieli związek z gangiem Jerzego B. Na jednym ze skrzyżowań Ursynowa śledzeni zorientowali się, że mają "ogon". Sięgnęli po broń. Ale tym razem funkcjonariusz byli przygotowani. W wyniku strzelaniny Piotr R. ps. "Gruby" i Krzysztof M. ps. "Fragles" (były antyterrorysta) zginęli na miejscu.
Miesiąc później miał miejsce kolejny dramatyczny epizod. W obławie na drodze pod Słupnem rannych zostało czterech tajniaków z wydziału techniki operacyjnej. Ale dwóch kolejnych przestępców zostało zatrzymanych: Jarosław P. ps. "Siwy" i Tomasz S. ps. "Sambo".
Obaj bandyci zginęli
Od tego momentu policja szukała już tylko trzech osób: "Mutanta", Roberta Cieślaka ps. "Cieluś" vel "Robinson" i rosyjskojęzycznego mężczyzny, którym, jak się później okazało, był Białorusin Igor Pikus. Tych dwóch ostatnich mundurowi namierzyli w podwarszawskiej Magdalence. W nocy z 5 na 6 marca 2003 próba ich zatrzymania zakończyła się śmiercią dwóch antyterrorystów i ranieniem 16 innych. Zginęli też obaj bandyci.
Mimo tej akcji policja doprowadziła sprawę do końca. Niemal rok później, w lutym 2004 funkcjonariusze zatrzymali Jerzego B.
Policja i prokuratura były przekonane, że to właśnie B. oddał strzały, które śmiertelnie raniły Mirosława Żaka. – Mnie tam nie było – twierdził jednak gangster. Sąd trzykrotnie prowadził proces w jego sprawie. I trzykrotnie był on uniewinniany od zarzutu zabójstwa policjanta.
Skazany został jedynie za "kierowanie" napadem. Ten wyrok jest już prawomocny. Blisko dwa miesiące temu, 27 stycznia 2017 roku, potwierdził to Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Surowe kary
To oznacza jednak, że za zabójstwo policjanta w Parolach nikt nie poniósł kary. I już nie poniesie, bo wszystko wskazuje na to, że Mirosław Żak zginął z rąk Igora Pikusa, który już nie żyje.
Surowe kary dostali za to inni uczestnicy strzelaniny - od sześciu do 15 lat więzienia - choć jedynie za zrabowanie tira i próbę odbicia go z rąk policjantów. Najwięcej dostali Mirosław Sz. (brat "Mutanta"), Jarosław P. ps. Siwy oraz Tomasz S. ps. Sambo – po 15 lat więzienia. Andrzej W. i Krzysztof M. – po 12 lat więzienia, a Jacek L. ps. Lewy o rok mniej.
Piotr Machajski