Strażnicy miejscy, którzy w nocy z 30 na 31 lipca patrolowali miasto w rejonie Mokotowa, zauważyli około 3:50 jadący pod prąd samochód. Auto poruszało się jednym z dość ruchliwych nawet o tej porze wiaduktów przy skrzyżowaniu Czerniakowskiej i alei Witosa.
"Nadjeżdżający z naprzeciwka, poprawnie poruszający się kierowcy, przestraszeni usuwali mu się z drogi, sygnalizując zagrożenie światłami i klaksonami. Jadący pod prąd nie reagował. Dopiero, gdy naprzeciwko miał radiowóz, gwałtownie skręcił na zjazd w stronę mostu Siekierkowskiego"- czytamy w komunikacie straży miejskiej. Strażnicy pojechali za nim.
Spieszył się do domu
Bez powodu przyspieszał, hamował i "bujał się po pasie". "Kierowca zdawał się nie widzieć sygnałów świetlnych ani nie słyszeć syreny, której użyli strażnicy. Na szczęście zatrzymał się na czerwonym świetle, a wtedy funkcjonariusze błyskawicznie podbiegli do drzwi samochodu. Kierowca nie miał żadnego logicznego wytłumaczenia dla jazdy pod prąd" - czytamy w komunikacie. Kontrola alkomatem wykazała 2,5 promila alkoholu w jego organizmie. Kierowca starał się bagatelizować sprawę. Tłumaczył, że spieszy się do domu, oddalonego o blisko 200 km. Na miejsce została wezwana policja, kierowca został zatrzymany.
Autorka/Autor: red.
Źródło: Straż Miejska
Źródło zdjęcia głównego: SM Warszawa