W sobotę przy sztormowej pogodzie w morze wypłynął kitesurfer. Przez silny wiatr i wysokie fale stracił równowagę i wylądował w wodzie. Do akcji ratowniczej wkroczyła jednostka Międzynarodowej Organizacji Ratunkowej (SAR-u). Jej załoga narażała życie, by uratować niefrasobliwego sportowca. Statek przewrócił się.
- Dostaliśmy wiadomość, że kitesurfer potrzebuje pomocy. Nie dopłynął do brzegu i zostaliśmy wezwani, by udzielić mu wsparcia - w rozmowie z TVN24 relacjonuje zdarzenie kapitan Piotr Krzemiński z SAR-u we Władysławowie, dowodzący sobotnią akcją.
Północny wiatr wyrzucił sportowca na brzeg. Mężczyzna powiadomił centrum ratownicze w Gdyni, że dotarł bezpiecznie na ląd. Wówczas jednostka SAR-u zaczęła wracać do portu, ale kilkumetrowe fale przewróciły łódź. Na szczęście była przystosowana do ekstremalnych warunków.
- Łódź utrzymuje pływalność. Jak wyruszamy w akcję, zapinamy pasy i zakładamy kaski. Wypływamy w każdych warunkach - wyjaśnia kpt. Krzemiński.
Sztorm jak lawina
Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale narażania na utratę życia jednostki ratowniczej można było uniknąć. Wystarczyło nie wypływać w morze.
- To tak, jakby decydować się na jazdę na nartach przy zagrożeniu lawinowym - porównuje sytuację Krzemiński.
Kitesurfing przy 10 st. B i 9-metrowych falach to: "niefrasobliwość, brak wyobraźni, głupota" - podsumowuje kapitan SAR-u.
Autor: mm/ŁUD / Źródło: tvn24