Pożar, który wybuchł w środkowym Waszyngtonie w hrabstwie Chelan, trawił zabudowania i zmusił do ucieczki tysiące mieszkańców. Wiele osób musiało zmierzyć się z przerwą w dostawie prądu.
Niebezpieczny pożar wywołały uderzenia piorunów. Ogień dodatkowo podsyciły piątkowe silne wiatry - połączyły powstałe od wyładowań płomienie i przyczyniły się do rozprzestrzeniania na okoliczne tereny.
Jak donosi Dave Helvey z Biura Szeryfa hrabstwa Chelan, w sobotę spłonęło od 50 do 75 budynków. W najgorszym momencie ogień miał zasięg 25 kilometrów. Objął brzegi jeziora Chelan i rozprzestrzenił się w kierunku hrabstwa Douglas.
Deszcz popiołu
Nad drogą do Chelan unosiły się warstwy dymu i zakrywająca słońce mgła, a z nieba sypał się popiół. Na zboczach widać było kilkanaście pożarów, które pojawiły się z trzech stron miasta.
- Cały grzbiet wzgórza był w ogniu zeszłej nocy, cały stok się palił, to było niewyobrażalne - powiedział Mathew Anderson mieszkający na przedmieściach miasta Chelan.
Ewakuacja
Płomienie zagrażały 160 domom. Od soboty ewakuowano ponad 1600 osób. Ludzie obserwowali, jak cały ich dobytek zamienia się w stos gruzu i popiołu.
- To było miejsce, gdzie dorastałyśmy - powiedziała jedna z sióstr, pokazując zdjęcie okazałego domu w Chelan - teraz doszczętnie spalonego.
Ogień trawił linie energetyczne i słupy, pogrążając tysiące mieszkańców w ciemnościach. Dostawa prądu została wstrzymana do około 9 tysięcy osób.
"Ścigałem się z płomieniami"
- To istne szaleństwo - powiedział Anderson, który obserwował, jak płomienie pochłaniają domy na okolicznych zboczach.
Jego szopa spłonęła. Na szczęście dom udało się uratować.
- Próbowałem gorączkowo ugasić pożar, aby nie dopuścić do rozprzestrzenienia. Czułem się jak Pierce Brosnsan w "Górze Dantego" - dosłownie ścigałem się z płomieniami - dodał Anderson.
Autor: ab / Źródło: ENEX, seattletimes.com
Źródło zdjęcia głównego: ENEX