Latem na niebie mogliśmy oglądać Perseidy, w październiku Orionidy i Drakonidy, a teraz przyszedł czas meteorów z roju Taurydów. W ich przypadku trzeba być cierpliwym, ale popularyzator astronomii Karol Wójcicki przekonuje, że naprawdę warto.
Południowe Taurydy to rój meteorów aktywny od września do połowy listopada. Jego maksimum, a więc czas, w którym można zobaczyć najwięcej tak zwanych spadających gwiazd, przypada około 5 listopada. Już kilka dni później swoje maksimum będzie miał rój o nazwie Taurydy Północne. Ten moment przypada zwykle około 12 listopada.
Meteory to zjawiska świetlne towarzyszące przelotowi skalnego okruchu z kosmosu (meteoroidu) przez atmosferę ziemską. Większość takich drobin spala się w atmosferze, tylko te większe są w stanie dotrzeć do powierzchni naszej planety i po upadku znajdujemy je jako meteoryty.
Taurydy potrafią zachwycić
Taurydy nie są tak aktywne jak na przykład meteory z roju Perseidów, których możemy dojrzeć nawet dziesiątki w ciągu godziny, gdy przypada ich maksimum. Wypatrując Taurydów, przez godzinę da się zaobserwować jedynie od dwóch do trzech meteorów, jednak - jak zaznacza popularyzator astronomii i autor profilu w mediach społecznościowych "Z głową w gwiazdach" Karol Wójcicki - w tych rojach często obserwowane są bolidy, czyli bardzo jasne meteory, jaśniejsze od planety Wenus, którą dobrze widać na niebie.
"Przez najbliższy tydzień warto monitorować niebo. Szanse na zobaczenie Tauryda są bardzo niskie, no ale jak już się pojawi, to ojoj" - pisze w mediach społecznościowych Wójcicki.
Taurydy powstały z pozostałości po rozpadzie dużej komety, która prawdopodobnie zbliżyła się do Słońca tysiące lat temu i zaczęła się rozpadać. Najczęściej przypisuje się je komecie 2P/Encke, która ma jedną z najkrótszych znanych orbit spośród komet, krążąc wokół Słońca co około 3,3 roku.
Źródło: "Z głową w gwiazdach", tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock