Konferencja w Monachium
14 lutego 2016Zakończona14 lutego 2016 r. Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa (MSC) uważana jest za papierek lakmusowy sytuacji w polityce międzynarodowej. W tym roku, mimo postępów w kwestii Syrii, przebiegała w cieniu sugerowanej przez Rosję "nowej zimnej wojny".
Przez długi czas w rosyjskiej polityce obowiązywał podział ról na dobrego i złego policjanta. Tym dobrym, sygnalizującym wolę porozumienia z Zachodem był Dmitrij Miedwiediew, w latach 2008-2012 prezydent, a obecnie premier Rosji. Rola złego policjanta zarezerwowana była od dawna dla Władimira Putina – bezkompromisowego i twardego przywódcy dążącego do odbudowy rosyjskiego imperium.
Zakończona w niedzielę konferencja w Monachium dowiodła, że ten tradycyjny podział należy do przeszłości. W swoim wystąpieniu na forum MSC Miedwiediew pokazał, że w polemice z Zachodem ani o jotę nie ustępuje swojemu prezydentowi. W wygłoszonym w sobotę przemówieniu, które - jak zauważył „Der Spiegel” - ze względu na ostry ton i szybkość wypowiedzi "doprowadziło do rozpaczy tłumaczy", obarczył Zachód odpowiedzialnością za staczanie się w kierunku nowej zimnej wojny pomiędzy jego krajem a Zachodem. Premier przypomniał, że w 2007 roku właśnie w Monachium Putin ostrzegał przed negatywnymi skutkami "ideologicznych stereotypów i podwójnej moralności Zachodu". Zdaniem Miedwiediewa "od 2007 roku sytuacja stała się jeszcze bardziej dramatyczna", Europa "znajduje się w obliczu klęski migracyjnej", a "relacje między UE a Rosją są zepsute". Ostro skrytykował NATO, Europę i USA za przedstawianie Rosji jako największego zagrożenia dla pokoju. - Czy naprawdę potrzebny jest trzeci światowy wstrząs, abyśmy zrozumieli, że potrzebna jest współpraca, a nie konfrontacja? – pytał rosyjski premier, sugerując bez ogródek, że możliwa jest trzecia wojna światowa.