Górnik Czesław Kłosek, kilka miesięcy temu dostał od prezydenta Kaczyńskiego order za swoje działania w okresie PRL. Teraz go oddaje. - Nie o taką Rzeczpospolitą walczyłem - mówi. Oficjalnie poszło o polskie obywatelstwo dla brazylijskiego piłkarza, ale to tylko kropla, która przelała czarę.
"Szanowny Panie Prezydencie! Właśnie trwam w osłupieniu dowiadując się, że jakiś brazylijski piłkarz poprzez nieznane siły PZPN zabiega u Prezydenta RP o naturalizację, by grać z Orłem na piersi. Jeżeli 40-milionowy naród nie jest w stanie wykreować ze swych trzewi kilkunastu przyzwoitych graczy, to niech pogodzi się ze swą pozycją w trzeciej dziesiątce. Może też zstąpić do głębi, oczyścić niekoronowaną królową sportu z trutniów i zabiegać z honorem i wysiłkiem o zaszczyty. Szukanie po świecie ludzi bez cienia polskich korzeni, małżeństwa czy wieloletniego pożycia, nauki języka jest HAŃBIĄCE. Wyklepanie czterech słów naszego hymnu nie może wystarczyć, by walczyć zamiast naszych piłkarzy, którym zabrakło cojones" - napisał zasłużony działacz "Solidarności"
Nie jestem szowinistą
Kłosek podkreśla, że nie jest kibolem ani szowinistą, a sprawa z brazylijskim piłkarzem nie była jedynym powodem decyzji. Choć cieszył się z orderu, nigdy go nawet nie założył. Twierdzi, że raziła go "prowadzona przez prezydenta polityka i ciągłe obrażanie się na wszystkich".
Zapowiada, że na początku maja pojedzie do Warszawy i zabierze krzyż ze sobą. - Jak będę przechodzić koło pałacu, zostawię go na portierni. Byłoby jakoś głupio przesyłać go pocztą.
noc
Źródło: Sport.pl
Źródło zdjęcia głównego: legia.com