Położne ze szpitala w Chełmie niedaleko Lublina nie uwierzyły, że rozpoczęła się już akcja porodowa. Chwilę później pani Anna urodziła syna. - Nie zdążyłam się położyć. Wyleciały wody płodowe i dziecko. Noworodek wypadł na podłogę i uderzył główką o posadzkę. P.o. dyrektora placówki Mariusz Kowalczuk w rozmowie z tvn24.pl zapowiada: Zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Do pechowego porodu doszło dwa tygodnie temu. Chłopczyk szpital opuścił jednak dopiero we wtorek. Miał m.in. lokalny obrzęk mózgu i obustronne złamanie kości ciemieniowych. W 10-punktowej skali Apgar dostał tylko pięć.
Najpierw formalności
O całym zdarzeniu dziennikarce TVN24 opowiedziała matka noworodka. Z domu do szpitala kobietę zawiozło pogotowie. Jak twierdzi, od jej przyjazdu na izbę przyjęć do przyjścia pielęgniarek minęło 12 minut. - Gdy przyszły, chciały najpierw wypełnić długą, niepotrzebną dokumentację - mówi pani Anna.
- Następnie kazały mi się przebrać. Ledwo co, ale się przebrałam. One chciały mnie jeszcze badać, ale powiedziałam, że ja już rodzę. Już główka wychodziła. Wtedy jedna z pań stwierdziła, że "niech się martwią te na górze" - opowiada dalej.
Nie zdążyła się położyć
Gdy przyszła położna pełniąca dyżur, poleciła ciężarnej położyć się na fotel. - Niestety nie zdążyłam. Podchodząc do fotela, wyleciały wody płodowe i dziecko - mówi wstrząśnięta kobieta.
Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. - Położna zaczęła owijać dziecko. Zaraz zleciały się inne pielęgniarki. Jedna z nich stwierdziła, że jestem nieodpowiedzialna i że źle mnie matka wychowała - dodaje młoda mama.
Ordynator oddziału zdarzenie podsumował krótko, acz dosadnie. Według matki, "stwierdził, że dziecko miało szczęścia, bo skończyło się tylko na lekkich siniaczkach i że jestem stworzona do szybkich porodów".
"To nie powinno mieć miejsca"
Jak dowiedział się portal tvn24.pl w celu wyjaśnienia zdarzenia w szpitalu powołano specjalną komisję. - Zakończyła ona pracę. W poniedziałek raport będę miał u siebie na biurku - mówi nam p.o. dyrektora naczelnego szpitala w Chełmie Mariusz Kowalczuk.
Kowalczuk już teraz zaznacza, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. - Czy to w chełmskim szpitalu czy w jakimkolwiek innym. Jest to naganne postępowanie - mówi ostro.
Dyrektor zapewnia, że jeśli wina leżała po stronie szpitala, wobec poszczególnych osób na pewno zostaną wyciągnięte konsekwencje. - Lekarz czy ordynator może zostać nawet zawieszony - dodał.
Sprawą zajęła się również prokuratura w Chełmie. Sprawdza, czy pracownicy szpitala - przez zaniedbanie - mogli narazić zdrowie i życie dziecka.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24