Po 15 latach od zbrodni rodzina zamordowanej w Drobinie Stanisławy Wiśniewskiej nie zna ani sprawcy, ani przyczyn zabójstwa. Wszystko przez zaniedbania zarówno ze strony policji jak i prokuratury. Teraz sprawą ponownie zajęli się prokuratorzy, ponieważ może mieć ona związek z głośną sprawą porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Tyle, że ponowne czynności prokuratorskie mogą okazać się trudne do przeprowadzenia, bo dowody zabezpieczone na miejscu morderstwa w tajemniczych okolicznościach zaginęły.
Dramat rodziny Wiśniewskich miał miejsce w Drobinie, 6 czerwca 1995 roku, w dniu, który miał być najszczęśliwszym dniem w życiu wychodzącej właśnie za mąż Elżbiety Wiśniewskiej - córki Stanisławy.
- Zapamiętam ją na weselu uśmiechniętą, zadowoloną i szczęśliwą, że układam sobie życie - wspomina dziś Elżbieta Wiśniewska.
I tak by było do dziś, gdyby Stanisława Wiśniewska jeszcze w trakcie wesela nie poczuła się na tyle źle, że wróciła do domu.
Kilka godzin później już nie żyła. Gdy w strażackiej remizie bawili się weselni goście, kilkaset metrów dalej w swoim domu leżącą w kałuży krwi kobietę znalazł jeden z jej synów. - W tych ostatnich godzinach trzymałem matulę w rękach. Do tej pory mam jeszcze ślad na marynarce po jej krwi - mówi Andrzej Wiśniewski
Od Wiśniewskiej do Olewnika
Sprawców morderstwa prokuratura nigdy nie wykryła, a śledztwo umorzono po kilku miesiącach. - Umorzenie śledztwa po trzech miesiącach to jest jakby gdybanie, odfajkowanie pracy i do widzenia - mówi Andrzej Wiśniewski.
Teraz jednak sprawą zainteresowali się prokuratorzy badający porwanie i morderstwo Krzysztofa Olewnika. W aktach sprawy zabójstwa Stanisławy Wiśniewskiej, wśród lokalnych przestępców podejrzanych o jej zamordowanie, pojawiają się nazwiska porywaczy Krzysztofa Olewnika: Ireneusza Piotrowskiego i nieżyjącego już Roberta Pazika. Obaj, tak jak Krzysztof Olewnik i zabita Stanisława Wiśniewska, byli mieszkańcami Drobina.
Gdańscy prokuratorzy, którzy teraz badają sprawę Olewnika, chcieli ponownie sprawdzić, czy Piotrowski i Pazik brali udział w zabójstwie Wiśniewskiej. Poprosili policję o akta i dowody zabezpieczone na miejscu jej morderstwa. Dostali tylko akta, bo materiał dowodowy zniknął.
- Otrzymaliśmy informację z prokuratury, z której wynika, iż ważne dowody, być może przestępstw popełnionych przez głównych sprawców porwania Krzysztofa Olewnika w innych sprawach, zostały utracone - mówi Ireneusz Wilk, pełnomocnik Olewników.
Nie przechowali, choć powinni
Policja z Sierpca nie potrafi wytłumaczyć, co stało się z dowodami w sprawie zabójstwa Stanisławy Wiśniewskiej. Nie potrafi też ustalić, co tak naprawdę wysłali prokuratorom.
To można tylko odtworzyć na podstawie tego, co przypomina sobie rodzina zamordowanej. Jednym z głównych dowodów miał być naskórek pobrany spod paznokci ofiary, który mógł pochodzić od sprawców morderstwa.
- W dniu pogrzebu przyjechała policja, wyprosiła wszystkich z domu i pobierali włosy i coś tam zza paznokci - wspomina Elżbieta Wiśniewska.
O tym, gdzie te dowody miały być przechowywane, zdecydował prokurator, który zobowiązał do tego sierpecką policję do czasu przedawnienia sprawy, czyli przez 30 lat. Minęło dopiero 15. Policja z Sierpca twierdzi jednak, że ani treści spod paznokci, ani włosów nigdy nie posiadała. I nie może wyjaśnić dlaczego, choć zobowiązała ją do tego prokuratura.
Wyjaśnić niewyjaśnione
Rodzina Stanisławy Wiśniewskiej mówi też, że nieprawidłowości w śledztwie było więcej. Dotyczyły m.in. przyczyny śmierci.
- Oni stwierdzili po prostu, że to wylew. A jest krew na ścianie - mówi syn zamordowanej.
Ze zdjęć, które znajdują się w aktach sprawy wynika, że z tyłu głowy kobieta miała dwie rany kłute, które od razu powinny wykluczyć wylew.
Teraz sprawie zabójstwa Stanisławy Wiśniewskiej przyjrzą się specjalni śledczy, którzy zajmują się niewyjaśnionymi zbrodniami sprzed lat.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24