Trzy dni zajęło wejherowskim policjantom znalezienie "wiatrówkowego" snajpera, który strzelał z takiej broni do psów. Jak tłumaczy, strzelał do psów z wiatrówki, by odgonić je od własnej suczki. Teraz za znęcanie się nad zwierzętami grozi mu kara do roku pozbawienia wolności. Ale przed sądem stanie też właściciel postrzelonego czworonoga.
W miniony poniedziałek w Wejherowie właściciel psa poinformował policjantów, że jego pupil kilka dni wcześniej został z wiatrówki postrzelony. Mężczyzna opowiedział, że jak zwykle wypuścił swojego psa z terenu posesji, aby ten się wybiegał.
Pies zazwyczaj wracał po około godzinie. Tego dnia nie było go jednak dużo dłużej. Gdy wrócił, mężczyzna zauważył, że jego pupil jest ranny. Weterynarz wydobył z ciała zwierzęcia śrucinę, jakiej używa się w broni pneumatycznej.
Przed sądem staną obaj
Ponieważ nie było wiadomo gdzie pies biegał, nie wiadomo też było, gdzie został postrzelony. W środę kryminalnym udało się jednak namierzyć 39-letniego "snajpera". Zeznał on, że strzelając z karabinka pneumatycznego odganiał wchodzące na jego posesję psy od swojej suczki. Policjanci odebrali mu wiatrówkę i śrut, ustalili też, że wcześniej postrzelił co najmniej jeszcze jednego psa.
Za znęcanie się nad zwierzętami grozi mu kara do roku pozbawienia wolności. Odpowiedzialności nie uniknie również właściciel postrzelonego psa. Wypuszczanie psa na spacer w taki sposób, jaki pisał policjantom zagrożone jest grzywną do 200 złotych.
Warto zwrócić uwagę, że policjanci coraz częściej takie zarzuty stawiają właścicielom psów, którzy wypuszczają je bez należytej opieki. Tak stało się z posiadaczem amstaffa, który w Koninie skonał w męczarniach, gdy po tym jak wpadł pod pociąg, a potem ktoś go uwiązał przy kolejowym wiadukcie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu