Pierwsi kupcy opuścili już halę KDT ze swoim towarem. Katarzyna Lisiowska, która jako pierwsza pojawiła się w budynku o godzinie 9, zabrała wszystko co miała na stoisku. Ale mimo to zaznacza: "Godzina, jaką dało nam miasto, to za mało". W czasie pakowania były wielkie nerwy. A po nim? - Wywieziono nas jak... nie wiem - zawiesza głos właścicielka stoiska.
- Towar jest dowieziony za halę i obawiam się, że zostanie wyrzucony na ulicę - mówiła tuż po wyjściu z budynku Lisiowska. Jej stoisko przetrwało wtorkową walkę o halę w "przyzwoitym stanie". Mimo to część towaru była zniszczona. Strat jednak właścicielka jeszcze nie szacuje. - Pakowałam się szybko, nie miałam na to czasu. Na rzeczach, które wisiały, widziałam tylko pręgi po gazie - relacjonowała dziennikarzom.
"Żal. Po prostu"
Nie wiadomo, czy nic nie zginęło. - Najpierw muszę zrobić remanent - zaznacza kobieta. Krajobraz wewnątrz hali KDT wygląda jak po... szturmie, który nastąpił we wtorek. Wiele boksów jest ponoć mocno zniszczona. - Tam, gdzie były włamani,a jest nieciekawie. Najbardziej ucierpiały alejki G i H - opisywała Lisiowska.
Jej udało się spakować cały towar i zdemontować wyposażenie stoiska, ale wątpi, by sukces ten powtórzyli wszyscy. - Wewnątrz powinny być co najmniej dwie osoby do pomocy (może być jedna - red.). Godzina na spakowanie nie wystarczy. Ja biegiem musiałam wrzucać rzeczy - mówiła właścicielka. Jak podkreśliła nie wiedziała, czy po tej godzinie będzie musiała wyjść z hali, czy nie. - Nie wiem co dalej. Żal - po prostu żal - dodawała.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24