Filipowi Gielecińskiemu - byłemu studentowi Szkoły Wyższej Warszawskiej - kamień spadł z serca. Chłopak nie musi płacić uczelni 70 tysięcy złotych za to, że rzekomo naruszył jej dobre imię.
W piątek zapadł wyrok w sprawie toczącej się od ośmiu lat. - Nigdy nie szkalowałem uczelni – mówi Gieleciński. – Twierdziłem tylko, że czuję się przez nią oszukany, że popełniła błąd. Swoimi wypowiedziami chciałem uczulić innych, aby przed wyborem szkoły dokładnie ją sprawdzili.
Sprawa studenta zaczęła się w 2003 r. Wtedy Filip Gieleciński został studentem pierwszego roku politologii w Szkole Wyższej Warszawskiej na Bemowie. Za rok nauki zapłacił ponad 3 tys. zł czesnego.
Po kilku tygodniach minister edukacji, po otrzymaniu negatywnej opinii z Państwowej Komisji Akredytacyjnej, cofnął szkole uprawnienia do kształcenia politologów. 400 studentów straciło wtedy możliwość uczenia się. Część z nich przeniosła się na inne uczelnie.
Mówił, że został oszukany
Wtedy Filip Gieleciński w wypowiedziach medialnych nie ukrywał, że został oszukany przez uczelnię. – Zatajała przed studentami informację, że otrzymała negatywną opinię z ministerstwa – mówił.
Uczelnia oddała studentowi część czesnego, nie chciała jednak zwrócić 970 zł wpisowego. Dlatego jako pierwszy w Polsce student pozwał ją do sądu. W 2005 r. przegrał proces. Sąd uznał, że uczelnia zapewniła studentom możliwość kontynuowania nauki w innej szkole, której przekazała część pieniędzy.
Gieleciński odwołał się w tej sprawie do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu.
Nie popełnił przestępstwa
W tym samym czasie uczelnia skierowała prywatny akt oskarżenia wobec swego byłego studenta. Władze uczelni zażądały 70 tysięcy złotych odszkodowania.
W piątek zapadł pozytywny wyrok dla Filipa. Sąd uznał, że wszystkie wypowiedzi Filipa Gielecińskiego pod adresem byłej szkoły były prawdziwe i nie dokonał on nadinterpretacji faktów, w związku z czym nie popełnił przestępstwa.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24