20, 30 złotych, albo "burak", czyli tanie wino - na tyle w Wałbrzychu wycenia się wyborczy głos. System handlu można nazwać wojskowo-łańcuszkowym. Generał, kapitan, szeregowiec - każdy ma swoją rolę i wypełnia określone zadanie, które składa się na "sukces". Pod koniec kwietnia sąd ma zdecydować o ewentualnej powtórce wyborów samorządowych w mieście. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie fałszerstw wyborczych, a lokalne struktury PO, których działacze podejrzewani są o udział w tym procederze, zostały przez zarząd partii rozwiązane.
Wałbrzych, niemal 120-tysięczne miasto na Dolnym Śląsku po jesiennych wyborach samorządowych stało się synonimem korupcji nad urną. W tym mieście to jednak nic nowego, bo i warunki do tego handlu są bardzo dobre - duże bezrobocie i bieda. - Taki pierwszy przypadek miał miejsce w 2003 roku. Zostały powtórzone wybory do powiatu, ponieważ sad dopatrzył się kupczenia głosami - mówi Magdalena Rotuska-Korbel z TV Dami, lokalnej telewizji w Wałbrzychu, której dziennikarze z pomocą agencji detektywistycznej podczas listopadowych wyborów przyglądali się jak działa ten handel.
Za pieniądze i alkohol
System działał w sposób zorganizowany, niemal jak w wojsku. - General zleca, kapitanowie dostają jakąś pulę pieniędzy, werbują szeregowców, a szeregowiec idzie do punktu wyborczego i zabiera kartę bądź skreśla krzyżyk przy odpowiednim nazwisku - opowiada Magdalena Rotuska-Korbel.
Jeden z takich domniemanych kapitanów, Robert S. podejrzany o korupcję mówi, że otrzymał dwa tysiące zł. do rozdysponowania według własnej oceny. Podchodził do ludzi i proponował 20 czy 30 zł.
Były też inne "profity". - Proponowali mnie i mojej i żonie, żebym za "buraka", za takie wino oddał za nich glos - opowiada pan Kazimierz.
Głos kontrolowany
Ustawiane głosowanie działa dość prosto. Najczęściej stosowano metodę łańcuszkową. Pierwszy z przekupionych wyborców wynosił z lokalu swoją czystą kartę do głosowania i oddawał ją kapitanowi. Ten zakreślał właściwe nazwisko i przekazywał kolejnemu wyborcy, który umieszczał ją w urnie, a z własną kartą wracał do pośrednika. Tu operacja była powtarzana, a karta wręczana w ręce kolejnego ogniwa w łańcuchu.
Prokuratura, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, szacuje, że kupionych mogło zostać kilkaset głosów na kandydata PO Piotra Kruczkowskiego. W II turze wyborów na prezydenta miasta wygrał on z niezależnym kandydatem Mirosławem Lubińskim 325 głosami.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24