Komisja Wyższego Urzędu Górniczego stwierdziła, że w kopalni "Wujek-Śląsk" z Rudy Śląskiej złamano procedury dotyczące przebywania ludzi w strefach szczególnego zagrożenia. 12 ofiar tragedii przebywało w miejscach, gdzie w ogóle nie powinno ich być. Jak ustalono także, stan techniczny stosowanych pod ziemią urządzeń elektrycznych był bardzo zły. W katastrofie we wrześniu zginęło tam 20 górników.
Do wypadku doszło we wrześniu po zapłonie i wybuchu metanu. Wyjaśniająca przyczyny katastrofy komisja zebrała się w czwartek w Katowicach na czwartym posiedzeniu. Rzecznik WUG Krzysztof Król poinformował, że potwierdzono już, iż w strefie, gdzie powinny przebywać maksymalnie trzy osoby, było ich siedem - wszyscy zginęli. W innym miejscu, gdzie były 23 osoby, nie powinno być nikogo. Pięć z nich zginęło.
"Urządzenia nie spełniały wymogów"
Badania ekspertów potwierdziły także, że stan techniczny stosowanych pod ziemią urządzeń elektrycznych był zły. - Można powiedzieć, że stan tych urządzeń był nawet bardzo zły. Były uszkodzone, nie spełniały wymogów ognioszczelności, nie miały obudowy przeciwwybuchowej. Każde z tych urządzeń, czy nawet kabli albo złączek, mogło spowodować zapłon metanu - powiedział Król, zastrzegając, że wciąż nie ma pewności, czy tak właśnie było.
Tuż po katastrofie TVN24 ujawniła nagranie mające świadczyć o tym, że fałszowano wskaźniki metanu w kopalni "Wujek-Śląsk". Z nagrań wykonanych w kwietniu tego roku wynikało, że w kopalni dochodzi do przekroczenia dopuszczalnego poziomu metanu. - Informowałem dyrekcję i przełożonych o przekroczeniach, ale nikt nie reagował - mówił wówczas pracownik kopalni odpowiedzialny za pomiary. Mężczyzna poinformował o sprawie organa ścigania, w tym ABW.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24