Podkarpacka policja poszukuje ciała bezdomnego 53-latka, który zginął podczas wycinki drzew. Jego zwłoki wyrzucili do Sanu pracujący z nim mężczyźni. Co gorsza, wcześniej schowali je do samochodu, a później poszli jeszcze na kawę. Grozi im do pięciu lat więzienia
Do wypadku doszło 13 lutego. Bezdomny, 53-letni Andrzej K., wraz z kilkoma innymi mężczyznami pracował przy wycince drzew, którą zlecił im jeden z miejscowych przedsiębiorców. Ścinali topole rosnące przy drodze od Łańcuta do Krzemienicy (Podkarpacie). Jedno z drzew, którego nie zabezpieczono linami, upadło na siedzącego w pobliżu Andrzeja K. Mężczyzna przygnieciony przez ciężki pień zginął na miejscu.
Schowali zwłoki w samochodzie
- Jego współpracownicy nie powiadomili o tym, ani policji, ani pogotowia ratunkowego. Schowali zwłoki w samochodzie i przykryli wykładziną, a sami kontynuowali wycinkę. Po pracy pojechali jeszcze na kawę. Gdy zapadł zmrok, dwóch z nich udało się na most na Sanie i wrzucili ciało do wody - poinformował w sobotę rzecznik podkarpackiej policji, nadkom. Mariusz Skiba.
Policja szuka ciała
Dopiero sześć dni później, 19 lutego jeden z obecnych przy wycince mężczyzn, zgłosił się do łańcuckiej policji i opowiedział o całym zdarzeniu. Funkcjonariusze zajęli się wyjaśnianiem okoliczności tej sprawy. Dwóch mężczyzn zostało zatrzymanych. Trwają poszukiwania ciała.
Sprawcom grozi kara za przekroczenie kilku przepisów karnych. Najpoważniejszy zarzut to nieumyślne spowodowanie śmierci, które jest zagrożone karą pozbawienia wolności do pięciu lat.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu