- Uniewinnienie - taki wyrok ogłosił Wojskowy Sąd Garnizonowy w głośnej sprawie trzech byłych sanitariuszy, oskarżonych o nie wykonanie rozkazu udzielenia pomocy rannym w zamachu na konwój w Iraku w 2007 roku. Groziło im do pięciu lat więzienia.
- W sprawie była ogromna masa wątpliwości, a te - w razie ich nie rozstrzygnięcia - należy poczytać na korzyść oskarżonych - mówił w ustnym uzasadnieniu nieprawomocnego wyroku sędzia ppłk Marek Wala. Nie wiadomo, czy prokurator, który wnosił o uznanie oskarżonych za winnych i wyroki w zawieszeniu, odwoła się od środowego orzeczenia.
Zawiła sprawa
Proces dotyczył wydarzeń z lutego 2007 r., gdy polski konwój na autostradzie Tampa w Iraku wpadł na minę-pułapkę. W wyniku eksplozji zginął szeregowy Piotr Nita, a pięciu innych żołnierzy zostało rannych. Według prokuratury, trzej oskarżeni sanitariusze mimo rozkazu, nie wyszli z sanitarki, aby udzielić pomocy kolegom i zabrać ciało zabitego.
Prokuratura dla każdego z oskarżonych żądała kary roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Obrona wniosła o uniewinnienia. Zdaniem adwokatów były między innymi wątpliwości, czy rozkaz w ogóle dotarł do sanitariuszy. Karetka cofnęła się do rannych pewien czas po tym, gdy dowódca konwoju w nieregulaminowych słowach wydał rozkaz "Wyp... z karetki". Pojawiły się wątpliwości jak sanitariusze zrozumieli ten "rozkaz".
- Sam sierżant, który kazał wcześniej cofnąć karetkę do rozbitego samochodu, nie był pewien, czy w kurzu i strzelaninie, polecenie dotarło do sanitariuszy - wskazał sędzia Wala. Jak podkreślił, silny stres bojowy spowodował u oskarżonych ograniczenie poczytalności. To, zdaniem sądu, spowodowało zwłokę w wykonaniu rozkazu. Zarazem sędzia podkreślił, że rany pięciu poszkodowanych okazały się powierzchowne i nie można zarzucać sanitariuszom, że kogokolwiek z żołnierzy narazili na utratę życia lub zdrowia. Szer. Nita zginął na miejscu.
Jedynym świadkiem, który twierdził, że sanitariusze nie opuścili pojazdu, był kapitan, dowódca konwoju. - Pozostali żołnierze nie wykluczali, że po tym jak karetka cofnęła, sanitariusze udzielali pomocy i wydali nosze - dodał sędzia Wala. Jak zauważył, oskarżeni "działali w warunkach sprzecznych rozkazów", bo czego innego wymagali od nich dowódcy konwoju, a czego innego uczono ich na szkoleniach przed misją.
Niewyszkolenie
Postępowanie sądowe ujawniło też pewne poważne niedociągnięcia w działaniach polskiego wojska w Iraku. - Sanitariusze nie przeszli szkolenia udzielania pomocy w warunkach bojowych. Takich zajęć wtedy nie było nawet w systemie szkoleń - dodał sąd, podkreślając, że zasadą jest chronienie sanitariuszy przed obrażeniami.
- Jako obywatel i ojciec czuję się zaniepokojony, że nie do końca właściwy jest dobór ludzi na misje wojskowe i że nie są dobrze szkoleni - mówił po wyroku mec. Stanisław Cybulski, obrońca jednego z oskarżonych.
Proces trwający od trzech lat miał półroczną przerwę, bo sąd zobowiązał prokuraturę do uzyskania od armii USA zapisu z satelitarnego monitoringu rejonu, w którym polski konwój wpadł na minę-pułapkę. Amerykanie nie przekazali nam jednak żadnych materiałów, co jedynie pogłębiło wątpliwości, ostatecznie rozstrzygnięte na korzyść oskarżonych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum