Paweł Szkutnicki ma 26 lat, sprawną głowę, ale niesprawne ciało, które unieruchomił potężny wylew. Nadzieję na jakikolwiek ruch dał mu pobyt w Nowym Jorku. Niedawno pierwszy raz pojechał do kina, ale całe mnóstwo planów i wyzwań czeka w długiej kolejce. Na jej początku jest ruch palcami, a potem całą ręką.
Kiedy pan Paweł miał lat 14, pewnej nocy obudził i poczuł drętwienie w nodze. Następnego dnia zdrętwiała ręka. Po czterech dniach był sparaliżowany od stóp po szyję. Z dobrze rozwijającego sie nastolatka zmienił sie w człowieka pod każdym względem zależnego od innych.
- Lekarze w szpitalu piątego dnia powiedzieli, że może w każdej chwili może umrzeć, podczas gdy ja jechałam do szpitala z nadzieją, że dziecko mi wstanie. To był szok. Moje życie runęło - wspomina tragiczne dni, pani Krystyna, matka pana Pawła.
"Pójść z rodzicami na zakupy, ponieść siatki"
Lekarze w Polsce bezradnie rozkładali ręce. Diagnoza była jednoznaczna: rozległy wylew przerwał rdzeń kręgowy. Zrozpaczona matka napisała list do gazety polonijnej w Stanach Zjednoczonych. List przeczytała dawna koleżanka i zadzwoniła do znajomej lekarki. Lekarka zaprosiła matkę z synem na leczenie w Nowym Jorku. Dzięki sponsorowi, którego udało się znaleźć, spędzili w USA pięć lat. I choć pan Paweł "tylko" przesiadł się z łóżka na wózek, to jego matka twierdzi, że "Stany postawiły go na nogi".
Dzięki temu, że może poruszać się na wózku, Paweł Szkutnicki mógł po raz pierwszy w życiu pojechać do kina. To był dla niego wielki dzień. Teraz chciałby zobaczyć jeszcze prawdziwy teatr. Wierzy, że przed nim nowe szanse. W Stanach zrobił maturę. Będzie próbował dostać się na studia. - Chciałbym pójść na zakupy z rodzicami, ponieść siatki, coś takiego. To naprawdę byłoby dla mnie wielką radością - mówi o swoich marzeniach.
Zdobyć najwyższy szczyt
I jest na te wszystkie plany wielka nadzieja. Pan Paweł napina mięśnie brzucha i zaczyna ruszać lewym kciukiem. Każdego dnia pracuje na to ciężko przez trzy godziny dziennie. - Nas to dodatkowo wszystkich nakręciło i zmotywowało jeszcze bardziej - mówi Michał Zaręba fizjoterapeuta i rehabilitant Pawła.
Wielką motywację muszą wesprzeć też pieniądze. Dziennie na rehabilitację potrzeba aż 300 zł. Pieniądze za dom, który rodzice pana Pawła sprzedali, by ratować syna - już się kończą. Sami sobie nie poradzą. Pomóc próbuje fundacja Anny Dymnej "Mimo Wszystko", bo jest szansa, że jeśli Paweł Szkutnicki zacznie ruszać ręką, będzie bardziej samodzielny. - Pokazuje ręką jak ona ma pracować. Żeby od łokcia poszła dłoń, to on będzie najszczęśliwszy na świecie, jakby zdobył najwyższy szczyt - mówi Dymna.
Rehabilitant pana Pawła ma nadzieję, że dzięki intensywnym ćwiczeniom jego pacjent zacznie ruszać ręką już za kilka miesięcy.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN