Inni dawno by się poddali i machnęli ręką. Ale nie państwo Kotkowscy, którzy w grudniu 2008 roku bez powodzenia próbowali kupić bilety do Anglii w liniach lotniczych Wizz Air. Pieniądze przelali zbyt późno i już ich nie zobaczyli. Rozpoczęli mailowanie, dzwonienie i wszystko na nic. - 95 na 100 osób machnie ręką, ale mnie chodzi o zasadę - tłumaczy pan Piotr, którego przewoźnik po prostu "wkurzył" podejściem do klienta.
W grudniu 2008 roku Kostkowcy wysłali przelewem 194 zł, za które mieli wykupić dwa bilety do Anglii. Przelew dotarł jednak za późno i przewoźnik poinformował, że rezerwacja się nie udała. Nikt jednak nie zająknął się o zwrocie przelewu, więc Piotr i Dagmara Kotkowscy zaczęli działać.
"Chodzi o zasadę"
Dzwonili i pisali na zmianę. Za każdym razem słyszeli, że "sprawa jest rozpatrywana". - 95 na 100 osób machnie ręką, bo to trzeba zadzwonić, a to trwa 10 minut, więc "Helena, więcej wydamy na telefony". Niech mają tam i się nażrą, mówiąc kolokwialnie - tłumaczy Piotr Kotkowski.
On jednak nie mógł zrozumieć, dlaczego nie dostał żadnej konkretnej odpowiedzi, nawet odmownej. - Ja nie oczekuję od nich, że dożywotnio będę latał u nich biznesklasą i pił drinki z palemką. Mnie chodzi o zasadę, bo zapłaciłem im jakieś pieniądze, nie chodzi o to nawet, jakie, bo to mogłyby być i 2 grosze, a oni nimi rozporządzają - mówi.
Mail po 2 latach
Walka z Wizz Air weszła już w trzeci rok, kiedy nagle w skrzynce pojawił się krótki mail od przewoźnika. "na początku przepraszamy za długi czas oczekiwania..." rozpoczynała się korespondencja. Poniżej pracownik prosił o wysłanie danych wraz z numerem konta bankowego, by można było dokonać przelewu.
18 sierpnia 2010 r. pan Piotr odpisał i... minął kolejny rok.
"Klient nie odpowiadał"
W tym czasie Kotkowscy znów pisali i dzwonili, a każda rozmowa to 3,66 zł/min. połączenia. Za każdym razem dowiadywali się zresztą tą drogą, że wszystko można załatwić poprzez kontakt mailowy.
Kiedy sprawą zainteresowały się media i do rzecznika firmy wysłano maila z pytaniem, dlaczego ta sprawa nie została rozwiązana, po tygodniu przyszła odpowiedź, że z "klientem nie można było się w żaden sposób porozumieć", bo ten nie odpowiadał na telefony i nie pisał.
W końcu, kilkanaście godzin po otrzymaniu odpowiedzi od rzecznika z Budapesztu nadeszła obszerna deklaracja z Warszawy, w której przedstawiciel firmy zobowiązał się do niezwłocznego wysłania pieniędzy na konto Kostkowskich. - Firma na poziomie potrafi przeprosić klienta i jeszcze się zrewanżować - kwituje krótko walkę z liniami pani Dagmara.
Urząd Lotnictwa Cywilnego
Co roku odpowiedzialny za rozstrzyganie sporów między klientami linii lotniczych i samymi przewoźnikami Urząd Lotnictwa Cywilnego rozpatruje kilkanaście tysięcy skarg.
- W razie jakichkolwiek wątpliwości zawsze można do nas napisać i nawet, jeżeli konkretna sprawa nie będzie leżała w naszej "jurysdykcji" to nakierujemy pytającego na odpowiedni trop - zapewnia Zbigniew Mączka z ULC.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24