- Szkolenia, które polegają tylko na spotkaniach z psychologiem, a nie kompleksowych zajęciach teoretycznych ugruntowanych później przez ćwiczenia na symulatorze, nie mają sensu - tak doniesienia TVN24 w sprawie fatalnej jakości szkolenia polskich pilotów wojskowych komentuje kpt. Stefan Gruszczyk. - Tylko symulator pozwala załogom wypracować reakcje, które powinny wejść im w krew - dodaje.
W czwartek TVN24 wyemitowała materiał, z którego wynika, że efektywny i wzbogacający umiejętności system szkolenia wojskowych pilotów, przewożących między innymi najważniejsze osoby w państwie, to fikcja.
Reporterzy programu "Polska i Świat" dotarli do dokumentów świadczących o tym, że szkolenia od wielu lat były niespójne i tylko teoretyczne. Jeden z głównych problemów polegał na braku ćwiczeń w symulatorach. W Szkole Orląt w Dęblinie zamiast zajęć na nich, prowadzono szkolenia "w szkolnych ławkach", a nauczała jedna osoba - emerytowany wojskowy psycholog Janusz Ślusarski.
- W "Locie" szkolenia na symulatorach są obowiązkowe i przechodzą je raz w roku wszystkie załogi - przypomina kpt. Stefan Gruszczyk były pilot 36. specpułku i PLL LOT.
Zajęcia teoretyczne w lotnictwie cywilnym również są prowadzone, ale trwają nie kilka godzin, a kilka dni i ugruntowaniem zdobytej w ich trakcie wiedzy są właśnie zajęcia na symulatorze.
- To tam realizuje się w praktyce to, co jest objęte wcześniejszym szkoleniem teoretycznym. Szkolenia tylko z psychologiem nie mają sensu. To symulator pozwala ćwiczyć współpracę w załodze i wyrabiać właściwe reakcje - zaznacza kpt. Gruszczyk. I tłumaczy dlaczego: - Instruktor w każdej chwili może zmienić parametry i patrzeć jak zachowa się załoga. Pewne reakcje w określonych sytuacjach musi mieć ona we krwi.
Właśnie tej "właściwej współpracy" zabrakło byłemu pilotowi specpułku najbardziej w ostatniej fazie lotu prezydenckiego TU-154. - Tam była cisza w kabinie, a pewne działania musiały zostać podjęte. Załoga była niezgrana i każdy robił sobie coś. Nie było jednak wspólnego działania - zwraca uwagę płk Gruszczyk.
Ktoś ministra w błąd wprowadza...
Jeszcze kilka miesięcy temu minister obrony Bogdan Klich w odpowiedzi na pytania posłów w sprawie szkoleń pilotów wojskowych pisał, że zajęcia specjalistyczne są prowadzone z zachowaniem najwyższych standardów w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej i cywilnych ośrodkach szkolenia lotniczego.
Reporterzy TVN24 ustalili jednak, że cywilne szkolenia skończyły się w 2009 r., a dyrektor Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej przyznaje, że jego jednostka kursów ze współpracy w załodze nie organizowała nigdy.
Janusz Zemke, były wiceszef MON, uważa, że Klich powinien jak najszybciej "wszcząć kontrolę i ustalić kto go wprowadza w błąd". - Jeśli chodzi o szkolenie to nie tylko nie wolno się mylić, ale także popełniać żadnych błędów, bo za takie błędy płaci się życiem. Bardzo liczę na to, że minister Klich natychmiast podejmie działania w resorcie - zaznacza Zemke.
CAŁY MATERIAŁ REPORTERA PROGRAMU "POLSKA I ŚWIAT":
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24