- Poufne dokumenty amerykańskiej dyplomacji, które przeciekły do opinii publicznej za pośrednictwem serwisu Wikileaks nie będą niosły poważniejszych konsekwencji - uważa europoseł Paweł Kowal, członek nowozawiązanego ruchu PJN. - Takie opisy słyszymy czasami, jak zapomni się wyłączyć mikrofon - mówił w "Poranku TVN24".
Portale internetowe największych światowych gazet publikują pierwsze analizy 251 287 nowych dokumentów serwisu Wikileaks dotyczących amerykańskiej dyplomacji. Sam serwis został zaatakowany przez hakerów. Po kilku godzinach administratorzy zmienili adres i zaczęli publikować dokumenty na innych serwerach. Na razie dostępnych jest tylko 200 depesz.
Cicha norma
Paweł Kowal, były wiceminister spraw zagranicznych, podobnie jak inni eksperci, mówił w TVN24, że nie należy przeceniać wagi tych informacji. - Sprawa wycieków Wikileaks będzie miała kilka warstw. Najbardziej ekscytująca jest dość typowa dla korespondencji dyplomatycznej próba opisywania rzeczywistości w prosty, potoczny sposób. Takie opisy słyszymy czasami, jak zapomni się wyłączyć mikrofon - powiedział.
- Kolejna warstwa to strategiczno-polityczna. To jest jedno z naważniejszych wydarzeń w historii międzynarodowej dyplomacji, kiedy taka ilość dokumentów wycieka. Jednak żeby na ten temat wyrobić sobie opinię, to trzeba przeczytać całość. Poza tym to będą sensacyjki wyjęte z kontekstu. Dla koneserów ciekawe, ale opinia publiczna znudzi się tym po kilku dniach - dodał.
Sprzątanie i analiza
Według niego to, co wyciekło, nie będzie tematem dyskusji między zainteresowanym stronami, a raczej po cichu będzie odbywać się wycofywanie dyplomatów, którzy te dokumenty sporządzili. - To może być coś na kształt oczyszczania dyplomacji, która przez lata obrasta swoistą dwulicowością - wyjaśnił.
Zdaniem Kowala również Parlament Europejski, którego jest deputowanym, nie będzie temu poświęcał zbyt wiele uwagi. - To raczej materiał dla analityków, którzy zajmują się sprawami międzynarodowymi - stwierdził.
Pikantne, ale bez sensacji
Również doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego - prof. Tomasz Nałęcz mówił, że jeśli chodzi o politykę światową, to z tych dokumentów niewiele nowego się dowiadujemy. - Najbardziej pikantne rzeczy to plotki, epitety, ale sensacji nie ma. Gdyby ujawnić depesze dyplomatyczne dowolnego państwa, to takich smaczków by się trochę znalazło. Ale trzęsienia ziemi nie będzie, takiego chociażby, jakie miało miejsce, kiedy bolszewicy ujawnili sekrety cesarskie - powiedział.
Według niego w najbliższym czasie można się spodziewać wzmożonej ostrożności w rozmowach, która jednak z czasem osłabnie. -Tak jak po stłuczce przez kilka dni, czy tygodni jeździmy ostrożniej, a potem zapominamy - powiedział.
Drugie dno tarczy
- Te depesze mają trochę charakter plotkarski. Źle świadczą jednak głównie o dyplomacji amerykańskiej, ale takie informacje i tak często znajdują się w prasie – mówił z kolei Andrzej Halicki z PO.
Odnosząc się do informacji, według których Stany Zjednoczone zrezygnowały z instalacji elementów tarczy antyrakietowej w Polsce pod naciskiem Rosji, a nie jak się oficjalnie mówiło, z powodu „zmniejszenia zagrożenia”, powiedział: To są pieniądze amerykańskie, know-how amerykańskie i nic nam do tego. My byliśmy tylko krajem, który zaoferował swoje terytorium dla wspólnego bezpieczeństwa. Ale to administracja USA to kalkulowała. I nie ma w tym drugiego dna.
mkg//mat/k
Sprawa wycieków Wikileaks będzie miała kilka warstw. Ta najbardziej ekscytująca jest dość typowa dla korespondencji dyplomatycznej, czyli próba opisywania rzeczywistości w prosty, potoczny sposób. Takie opisy słyszymy czasami, jak zapomni się wyłączyć mikrofon. Kolejna warstwa to strategiczno-polityczna. Jednak, żeby wyrobić sobie jednak zdanie na ten temat, to trzeba przeczytać całość Paweł Kowal
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24