Żołnierze z polskich sił w Iraku i Afganistanie mówią, że boją się wyciągnąć broń, nie chcą już jechać na kolejne misje. Polska armia jest w kryzysie - to syndrom Nangar Khel - pisze "Gazeta Wyborcza".
"Może trzeba rozwiązać armię?"
Osiem miesięcy po ostrzelaniu afgańskiej wioski armia ma kłopoty z zebraniem kolejnych kontyngentów. Wszystko dlatego, że w poznańskim areszcie wciąż siedzi siedmiu bielskich komandosów, którym prokuratura zarzuca zbrodnie wojenne. - Jeśli ta siódemka zostanie skazana, to ja nie widzę dla siebie miejsca w armii - mówi dowódca wojsk lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.
Dowódca 6 Brygady Desantowo-Szturmowej w Krakowie gen. Jerzy Wójcik tłumaczy, że zarzuty prokuratorskie dla szeregowych podważają zasady funkcjonowania armii. - Może trzeba rozwiązać armię? Jeśli szeregowy otrzymuje rozkaz, to nie ma czasu na dyskusję. Nie roztrząsa, czy przełożony dobrze namierzył cel, ocenił sytuację. Nie ma oglądania się na konwencje, bo one są w tej chwili gdzieś tam daleko. Armia to nie sejmik, szeregowy nie dyskutuje z dowódcą. Skazanie szeregowych podważy sens istnienia armii. Daliśmy im prawo użycia siły i broń, bez żadnych ograniczeń, jak to zrobiły inne armie. Gdzie wtedy byli prawnicy?! Dlaczego nie mówili, że to niezgodne z naszymi konwencjami, dlaczego nie mieli zastrzeżeń, że nasi żołnierze są pod dowództwem Amerykanów, których żadne konwencje nie obowiązują? - zastanawia się generał.
Syndrom Nangar Khel
- Dwa razy się zastanowię, zanim znów wyjadę. Na razie robię swoje, ale za każdym razem, gdy trzeba wyciągnąć broń, przebiega myśl: a jeśli strzelę i zabiję, to zamknie mnie prokuratura? - mówi w rozmowie z gazetą podoficer w bazie Ghazni w Afganistanie. Inny żołnierz, który trzy razy był już na irackiej misji, a za kilka dni wylatuje do Afganistanu, przyznaje: - Zgłosiłem się do wyjazdu, zanim to wszystko się zaczęło. Teraz wiem, że bać się muszę nie tylko talibów. Bo na nich mam broń, a na prokuraturę - żadnej obrony.
Jak ustalił dziennik, w jednostce w Bielsku-Białej, skąd rekrutują się zatrzymani szeregowcy, nie można było znaleźć pełnej obsady na rozpoczynającą się właśnie trzecią zmianę w Afganistanie. Gen. Skrzypczak mówi wprost: to syndrom Nangar Khel. - Ludzie, którzy mieli jechać na kolejne misje, zastanawiają się teraz: po co? Żebym się bał wyciągnąć broń i strzelić? Nie mówią tego wprost, ale to się już podskórnie czuje w rozmowach z żołnierzami - tłumaczy, dodając że żołnierze nie chcą już wyjeżdżać na misje. - Zamiast zwartych oddziałów będziemy wysyłać zbieraninę ludzi z całej Polski - mówi Skrzypczak.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24