- Straty kopalni po pożarze pójdą w miliony - mówi rzecznik Kompani Węglowej, do której należy kopalnia KWK "Bielszowice" w Rudzie Śląskiej. Strażacy dopiero przed godziną 15 zakończyli formalnie akcję ratowniczo-gaśniczą. W pożarze, który wybuchł tam w nocy spłoną taśmociąg do wyciągania węgla. Nikomu nic się nie stało, ale wiadomo, że praca zakładu zostanie przeorganizowana, a wydobycie będzie musiało być zmniejszone.
Informację o pożarze strażacy otrzymali w sobotę ok. godz. 21.00. Na miejsce zostało skierowanych 21 zastępów strażaków, w sumie ponad 100 osób - Pożar został opanowany do godz. 1.00 w nocy - powiedział w TVN24 Andrzej Małysiak ze straży pożarnej w Rudzie Śląskiej.
Jak relacjonował Łukasz Torc, świadek zdarzenia, będąc w swoim mieszkaniu "usłyszał wielki huk". - Ukos z szybu stał w płomieniach. Wyglądało to naprawdę strasznie - przyznał.
Zaprószenie?
Wskutek pożaru, który w nocy z soboty na niedzielę wybuchł na terenie naziemnych obiektów kopalni, zawalił się ok. 200-metrowy pomost transportowy. Była to kluczowa droga transportu urobku z budynku nadszybia głównego szybu wydobywczego "Bielszowic" do zakładu przeróbczego. Szybem tym, a następnie zniszczonym w pożarze taśmociągiem, kopalnia transportowała w ostatnim czasie do zakładu przeróbki przeciętnie 8,5-9 tys. ton węgla na dobę - całość swojej produkcji. Według dyrektora kopalni, z którym rozmawiał reporter TVN24, taśmociąg, który znajdował się w strawionym przez ogień przenośniku, nie działał podczas pożaru. Wiadomo jednak, że w okolicy pracowała grupa remontowa. Niewykluczone więc, że doszło do zaprószenia ognia. Z powodu pożaru jeden szyb wydobywczy został zamknięty. Dyrektor zakładu Piotr Wałach zapewniał jeszcze rano, że pod zgliszczami na pewno nie ma żadnego pracownika kopalni. - Załogi zostały rozliczone z obecności każdego z pracowników - powiedział dyrektor.
Do niedzielnego popołudniu na terenie kopalni nadal trwała formalnie akcja gaśnicza. Kilka zastępów strażaków pilnowało rejonu pożaru i zabezpieczało pracę policji i prokuratury. Władze kopalni chcą możliwie szybko przystąpić do rozbiórki resztek zniszczonego pomostu. Ewakuowani mieszkańcy domów przy ul. Chrobka wrócili do domów już wcześniej.
Będą problemy z wydobyciem
Ze względu na brak możliwości transportu 100 proc. urobku, wydobycie zmniejszy się o ok. 30 proc. W związku z tym część załogi z "Bielszowic" zostanie też doraźnie oddelegowana do pracy w sąsiednich kopalniach - w porozumieniu z ich dyrekcjami - jak "Pokój" czy "Halemba" Zbigniew Madej, rzecznik KWK
Kluczowym bieżącym problemem dla "Bielszowic" stało się zorganizowanie alternatywnego transportu urobku spod ziemi do zakładu przeróbczego. Według wstępnych niedzielnych ustaleń, urabiany węgiel ma wyjeżdżać na powierzchnię innym szybem - oddalonym od dotychczasowego o ok. 1-1,2 km. W niedzielę trwały analizy, jak transportować go dalej.
Według Madeja brane są pod uwagę różne koncepcje - bądź transport samochodowy, bądź np. skorzystanie z doświadczeń w zakresie przesyłu urobku jednej ze spółek córek Kompanii - Haldexu. Konkretne rozmowy techniczne rozpoczną się w poniedziałek.
Przedstawiciele Kompanii nie chcieli w niedzielę mówić o szacunkach strat wynikających z pożaru. Będą one związane nie tylko z jego bezpośrednimi skutkami, ale też zmniejszeniem wydobycia, reorganizacją pracy i odbudową zniszczeń.
Przyczyny pożaru zbada Wyższy Urząd Górniczy. Na miejscu są też policja i prokuratura.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP