Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski i szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, Mikołaj Dowgielewicz walczą o to, kto będzie odpowiadał za przygotowanie Polski do przewodzenia Unii Europejskiej w drugiej połowie 2011 roku - dowiaduje się nieoficjalnie TVN24.
Premier Tusk będzie musiał wkrótce zdecydować, który z ministrów dostanie palmę pierwszeństwa w przygotowaniach polskiej administracji. Spór między szefem dyplomacji i szefem UKIE, to również walka o wpływy w rządzie i o wpływ na politykę zagraniczną Polski.
Tzw. „prezydencja“ w UE to wielkie wyzwanie dla państwa i prawdziwe przedsięwzięcie organizacyjno-polityczne. Według wstępnych szacunków trzeba przeszkolić co najmniej 400 polskich urzędników. Polska musi mieć doskonale sprawdzone procedury i ośrodki dyplomatyczne.
Przewodzenie UE daje krajowi okazję do reklamy, pozwala kształtować najważniejsze kompromisy i zaskarbić sobie sympatię państw UE na kolejne lata, ale już dziś można przewidzieć pewne trudności. Polska najprawdopodobiej będzie przewodniczyć UE po przyjęciu Traktatu z Lizbony, gdy UE będzie miała Przewodniczącego i szefa dyplomacji.
Premier się waha
Premier Tusk się waha, a ministrowie przedstawiają argumenty. UKIE to wyspecjalizowane ministerstwo, ma „know-how“ o funkcjonowaniu UE, ale to szef MSZ kształtuje polską politykę zagraniczną i ma sieć placówek dyplomatycznych.
Po przejęciu rządów od PiS, w kadrach kierowniczych obu instytucji wciąż są braki. Nie ma jeszcze nowego dyrektora kluczowego Departamentu Unii Europejskiej MSZ – zaufany min. Fotygi, Jarosław Satrzyk, budzi kontrowersje i wciąż nie pojechał na obiecaną mu przez panią minister placówkę ambasadorską w Hiszpanii. Także w UKIE nie ma jeszcze nowych wiceministrów, a minister Dowgielewicz niedawno objął funkcję.
Dla min. Sikorskieogo objęcie kontroli nad przygotowaniami to sprawa prestiżu, szczególnie po doniesieniach "Dziennika" o jego słabej pozycji w rządzie. Dla szefa UKIE, to możliwość podbudowania roli urzędu, któremu grozi sprowadzenie do roli instytucji zajmującej się sprawami technicznymi. UKIE nie podlega jednak MSZ, ale bezpośrednio Premierowi.
Im szybciej zapadnie decyzja – tym lepiej dla Polski.
Ambasador Martin Sajdik, Dyrektor Generalny ds. Integracji Europejskiej w austriackim Ministerstwie Spraw Zagranicznych już w 2006 r. ostrzegał Polskę, że najważniejsze decyzje w sprawie organizacji prezydencji powinny zostać podjęte 2,5-3 lata przed jej rozpoczęciem. W Austrii utworzona została np. „grupa sterująca” na szczeblu politycznym, a także zespół ds. koordynacji w Urzędzie Kanclerskim oraz jednostka organizacyjna w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Dyrektor Generalny ds. UE w MSZ oraz Dyrektor Polityczny byli jednymi z kluczowych osób w systemie.
Dodatkowym problemem dla Polski jest fakt, że dokładnie na czas prezydencji przypadają kolejne wybory do polskiego parlamentu. Istnieje poważna obawa, że w wirze kampanii rząd nie będzie miał czasu zajmować się przewodzeniem UE i Polska zmarnuje swoją szansę na odegranie ważnej roli.
Według źródeł TVN24, polski rząd negocjuje zamianę terminu z Węgrami, którzy mają przewodzić UE przed Polską. Nie jest jednak pewne, czy Węgrzy się zgodzą. Jeśli tak, czasu na przygotowania będzie mniej.
Obaj ministrowie zapewne łatwo nie zrezygnują z kontroli nad najbardziej ambitnym przedsięwzięciem dyplomatycznym, jakie czeka Polskę w najbliższych latach.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24