- Dzięki tej ekipie i tej koalicji ideał "taniego państwa" stanie się faktem. Szybciej niż ktokolwiek może się spodziewać - mówił w expose premier Donald Tusk. Okazuje się jednak, że rząd ma problem z realizacją tej obietnicy i zmniejszaniem etatów. Zatrudnienie w rządzie wzrosło o 600 osób - wyliczył newsweek.pl.
Po tym jak siedem miesięcy temu Platforma Obywatelska wygrała wybory, nowy premier Donald Tusk zapowiedział kategorycznie - trzeba zmniejszyć liczbę etatów w ministerstwach i skutecznie zacząć realizować lansowany przez PiS projekt "taniego państwa", który za rządów Prawa i Sprawiedliwości spalił na panewce.
Rośnie liczba etatów i wydatki
Zlikwidowano dwa ministerstwa - gospodarki morskiej i budownictwa. Premier zaczął latać rejsowymi, a nie rządowymi samolotami... Ale okazuje się, że zmniejszenie liczby etatów to niezwykle karkołomne zadanie. Pomimo mniejszej liczby ministerstw, w tych istniejących pracuje z roku na rok coraz więcej urzędników i póki co ten trend się nie zmienia.
W porównaniu z minionym rokiem zatrudnienie w rządzie wzrosło o 600 osób. Jak sprawdził newsweek.pl, najbardziej rozrosły się: MSWiA, Ministerstwo Finansów oraz resort gospodarki. - W tych trzech resortach w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy zatrudniono w sumie 413 osób - czytamy. W sumie dla rządu pracuje już niemal 15 tysięcy urzędników.
Razem z nowymi etatami, co naturalne, rosną też wydatki na administrację. W budżecie na 2007 rok przewidziano na nią blisko 273 mln zł, w tym roku jest to już ponad 301 mln zł.
Ilość nie idzie w jakość
Newsweek wskazuje na jeszcze jeden problem - niską efektywność urzędników, zwłaszcza tych odsuwanych na boczny tor po zmianie kolejnych ekip rządzących.
- Ten stan rzeczy jest winą fatalnej ustawy o służbie cywilnej, która nie pozwala zwolnić urzędników. Nowy minister bierze swoich ludzi, ale nie może pozbyć się tych, których zastał po poprzedniku. A do tego, wbrew twierdzeniom Karola Marksa, ilość nie przechodzi w jakość. Bo zazwyczaj jest tak, że odsunięty na boczny tor dyrektor departamentu, stara się na wszelkie sposoby sabotować decyzje swojego następcy z nowego zaciągu - ocenia Rober Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. - Urzędnicy zamiast dbać o gospodarkę pogrążają się w wewnętrznych walkach - dodaje ekspert.
Źródło: newsweek.pl
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański/PAP