Białe szaleństwo, jak i każde inne, niesie ze sobą ryzyko. W korzystnym scenariuszu, chwila nieuwagi na stoku może zakończyć się "tylko" złamaną ręką lub nogą. Gorzej gdy dojdzie do urazu głowy. A z takimi sytuacjami ratownicy górscy spotykają się coraz częściej.
- Nadgarstki, stawy skokowe, kolanowe. Dużo snowboardzistów się łamie. Warunki w górach są niemalże ciężkie, jest lód na stokach, na nim trochę śniegu nawianego, stąd te konsekwencje wypadków - opowiada Zbigniew Andruszkiewicz z GOPR.
"Jesteśmy w stanie dotrzeć wszędzie"
Jeden z nich przydarzył się pani Anicie, która podczas szusowania na snowboardzie, uszkodziła rękę. Na szczęście na specjalistyczną pomoc nie musiała długo czekać.
Wyposażeni w nowoczesne skutery i kłady ze sprzętem ratunkowym, GOPR-owcy pierwszej pomocy udzielili jej już na stoku. Potem, za pomocą akii lub półek, podobnych do sanek, jak wszystkich unieruchomionych poszkodowanych, zabrali ją w bezpieczne miejsce.
- Praktycznie jesteśmy w stanie dotrzeć wszędzie. Jeżeli ten sprzęt nie pójdzie, mamy gros kolegów, którzy idą na nartach turowych, niosąc pomoc - dodaje Andruszkiewicz.
Groźni mistrzowie
W czasie sezonu GOPR-owcy na brak pracy nie narzekają. Tylko w jednej stacji w Szklarskiej Porębie codziennie z poważnych tarapatów wyciagają od kilku do kilkunastu turystów.
Powód, z którego tak często dochodzi do wypadków, wydaje się prozaiczny. - Ludzie nie potrafią jeździć, powinni jak najwięcej doskonalić się, przede wszystkim jazdę na lodzie - uważa instruktor sportów zimowych Adam Kostiuk.
Największym zagrożeniem są tzw. mistrzowie drugiego sezonu - ci, którzy z góry na dół zjeżdżają może i o własnych siłach, ale do umiejętnej jazdy brakuje doświadczenia. - Niestety, zdarza się, że ludzie nie panują nad nartami, przeceniają możliwości. Często zdarza się, że człowiek jedzie bardzo szybko, a nie ma pojęcia o jeżdżeniu - dodaje lekarz ratunkowy Stanisław Biernacki.
Bez głowy - bez kasku
Specjaliści, którzy od lat naprawiają błędy amatorów zimowego szaleństwa, dostrzegają jeszcze jedno niebezpieczne zjawisko.
- Liczba urazów nóg się zmniejsza, a pojawia się coraz więcej urazów głowy z krwiakami od uderzenia. (...) Nie rozumiem ludzi, którzy wychodzą na stok bez kasku. To jest nieporozumienie - podkreśla Biernacki.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24