Tłumy mieszkańców Połczyna Zdroju uczestniczyły we mszy odprawionej ku czci generała Andrzeja Andrzejewskiego. Pilot zginął w katastrofie samolotu CASA.
- To był wspaniały człowiek, wspaniały dowódca. Bez takiego dowódcy jesteśmy jak sieroty - powiedział jeden z żołnierzy obecnych na pogrzebie. Każdy z przybyłych ze łzami w oczach wspominał generała. - Niezwykle przyzwoity człowiek i niezwykle okrutna to strata - powtarzali mieszkańcy Połczyna Zdroju, którzy uczestniczyli w pogrzebie.
Tysiące godzin w powietrzu Generał Andrzejwski spędził w powietrzu tysiące godzin. Skończył Wyższą Oficerską Szkołę Lotniczą (1985) i Akademię Obrony Narodowej (1995). Służbę wojskową rozpoczął w 1985 roku jako pilot w 8. pułku lotnictwa myśliwskiego. Od stycznia 2000 roku - w 1. Brygadzie Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu.
W 2003 r. w czasie ćwiczeń na poligonie w Wicku Morskim w kierunku pilotowanego przez niego uderzeniowego SU-22 M4, który był tzw. nosicielem celu, omyłkowo wystrzelono przeciwlotniczą rakietę Kub.
Pocisk eksplodował kilka metrów od jego maszyny. Andrzejewski katapultował się i ze spadochronem spadł do Bałtyku. Po prawie dwugodzinnej akcji ratunkowej został wyłowiony z morza. Trafił do szpitala, potem na rehabilitację. Generał Andrzejewski powiedział wtedy, że "los dał mu drugie życie".
Za „przytomnie podjętą decyzję o katapultowaniu” ówczesny minister obrony narodowej awansował Andrzeja Andrzejewskiego do stopnia pułkownika.
Tragiczny lot W środę 23 stycznia, siedem minut po godz. 19, CASA C-295 zniknęła z lotniczych radarów. Samolot wojskowy podchodził już do lądowania. Na pokładzie było 20 oficerów, wśród nich generał Andrzej Andrzejewski. Z nieznanych przyczyn maszyna runęła na ziemie i stanęła w płomieniach. Nikt z pasażerów nie przeżył.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24