Wykład prof. Chrisa Cieszewskiego na temat tego, jak zlokalizował smoleńską brzozę zdominował czwartkowe posiedzenie zespołu parlamentarnego ds. badania katastrofy smoleńskiej. To efekt zarzutów, iż w swoich analizach zdjęć satelitarnych pomylił drzewo ze śmieciami. Publikujemy całość wystąpienia naukowca w Sejmie.
W poniedziałek prof. Chris Cieszewski z amerykańskiego Uniwersytetu Georgii - podczas II konferencji smoleńskiej - na koniec referatu poświęconego analizie smoleńskiej brzozy, powiedział, iż nie ma wątpliwości, że drzewo było złamane 5 kwietnia 2010 r. albo wcześniej.
Na to stwierdzenie zareagowali niektórzy internauci, wytykając Cieszewskiemu, że popełnił błąd i wskazując, iż profesor analizował zupełnie inny element.
Według blogera Forda Prefecta to, co profesor wziął za powaloną brzozę, było istocie workami ze śmieciami, znajdującymi się na działce Rosjanina Nikołaja Bodina, na której stało też rzeczone drzewo.
"Precyzyjne określenie"
W czwartek na posiedzeniu zespołu parlamentarnego ds. badania katastrofy Cieszewski zaprezentował badania, jakie zastosował, by zlokalizować smoleńską brzozę.
Początkowo, jak przyznał, opierał się na współrzędnych zawartych w raporcie Millera oraz MAK-u, a także w Wikipedii. Ponieważ jednak wartości różniły się, zdecydował się na własne obliczenia, opierając się na zdjęciach satelitarnych.
- Podstawą tej metody jest to, że się precyzyjne określa, gdzie to drzewo jest - powiedział prof. Cieszewski. Jak wyjaśnił, badał odległość brzozy m.in. wobec punktów, które nie mogły się przesunąć.
Prof. Cieszewski odnosząc się do śmieci, powiedział, że leżały one na działce 5, 11 i 12 kwietnia 2010 r. Przekonywał jednocześnie, że samolot TU-154M, który ma 40 metrów rozpiętości skrzydeł, i leci z tak dużą prędkością, nie mógł przelecieć nad brzozą i leżącymi tam śmieciami. - Spaliłby te śmieci, rozrzucił - dowodził, wskazując jednocześnie, że te elementy nie zostały naruszone.
Autor: mac//kdj / Źródło: tvn24.pl