Ponad miesiąc po spotkaniu w Juracie wciąż nie wiadomo, co ustalili premier i prezydent. PiS twierdzi, że jego projekt ustawy kompetencyjnej to realizacja umowy, którą prezydent zawarł z premierem. PO sugeruje za to, że projekt raczej łamie te ustalenia. Dziennikarze "Teraz My" sprawdzali czy przyczyną nieporozumień nie był... alkohol.
Jak ustalił "Dziennik", podczas spotkania na Helu atmosfera była dość familiarna a podczas trwającej około 5 godzin kolacji obaj politycy wypili aż 5 butelek czerwonego wina. "Teraz My" przeprowadziło eksperyment dwóch statystów w podobnym czasie i w podobnych okolicznościach wypiło taką samą ilość alkoholu. Jeśli doniesienia o wypitych 5 butelkach wina są prawdziwe to Donald Tusk i Lech Kaczyński mają prawo niewiele pamiętać z marcowego spotkania. Stefan Niesiołowski z PO i Zbigniew Girzyński z PiS powątpiewają jednak w prawdziwość doniesień "Dziennika".
Wprawdzie obaj politycy nie zgadzają się co do treści ustaleń spotkania, ale przyczyny nieporozumień szukają gdzie indziej. - Jeżeli dwóch pisze o tym samym, nie zawsze napisze to samo. Tak to jest z rozmowami w cztery oczy, że każda ze stron interpretuje je inaczej - mówił Girzyński. Poseł PiS przyznał, że sam jest zadeklarowanym abstynentem i że nie przypuszcza by prezydent i premier mogli podejmować tak ważne decyzje pod wpływem alkoholu.
- Nigdy nie piłem alkoholu, więc nie mam doświadczenia czy 5 butelek to jest dużo czy mało. Nie podejrzewam ani prezydenta ani premiera, żeby podejmowali ważne sprawy dla Polski nie znając swoich możliwości w kwestii alkoholu - dodał Girzyński.
Zdaniem Stefana Niesiołowskiego informacje o ilości wypitego alkoholu są nieścisłe. - Trudno jednak żeby prezydent i premier dementowali ile butelek wypili. Może ktoś jeszcze tam był, a może mają mocne głowy - spekulował Niesiołowski. Marszałek nie omieszkał zaznaczyć, że ujawnianie takich informacji jest niehonorowe. - Takich rzeczy się nie robi, Kodeks Boziewicza mówi to wyraźnie - dodał.
Generałowie niezgody
Obaj politycy nie byli już tak zgodni rozmawiając o niepodpisanych przez prezydenta nominacjach generalskich.
- To była troska prezydenta o dwie zasady. Po pierwsze w myśl konstytucji to prezydent powołuje generałów. A te kandydatury nie były z nim konsultowane Po drugie etatów generalskich jest za dużo w stosunku do takiej małej armii jaką mamy, Teraz mamy 130 generałów na 120-tysięczną armię - tłumaczył decyzję prezydenta Girzyński. - 1 stycznia 1939 roku polska armia miała 300 tys. żołnierzy i 97 generałów. Napoleon kiedy szedł na Moskwę miał 700 tys. wojska i zaledwie 160 generałów - obrazował obecny przerost etatów generalskich Girzyński.
- Te porównania są niedorzeczne. Pod Cedynią w ogóle nie było generałów - ripostował Niesiołowski. Jego zdaniem brak nominacji generalskich to wyraz złej woli prezydenta. - To jest nowa polityka prezydenta - polityka "nie robienia". Prezydent nie mianuje generałów, profesorów, ambasadorów i patrzy co z tego wynika, a wynika kryzys - podsumował Niesiołowski.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn