Wdarli się na prywatną działkę w podhalańskiej wsi, zawłaszczyli prywatny stelaż na billboard i powiesili bez pytania plakat reklamowy kandydatki do europarlamentu. Swoją kampanię promocyjną zleciła agencji reklamowej posłanka Barbara Bartuś z PiS. Jak twierdzi, to nie ona zdecydowała o bezprawnym zajęciu konstrukcji reklamowej.
- Przejeżdżałam samochodem i zauważyłam, że jest jakiś billboard, którego nie powinno być. Tam po prostu powinno być pusto - mówi Bogusława Ludzia, emerytowana nauczycielka z niewielkiej podhalańskiej wsi Ostrowsko. Ktoś bez jej wiedzy i zgody wszedł na posesję kobiety i umieścił wielki, wyborczy billboard. - Na billboardzie jest napisane "Służyć Polsce, słuchać Polaków", ale nikt mnie o zdanie nie pytał - powiedziała.
Plakat kandydatki do PE
Stelaż, który stoi na działce pani Bogusławy, pojawił się tam kilka lat temu. Kobieta podpisała wtedy umowę z jednym z salonów samochodowych, który płacił raz w roku za wynajem miejsca pod swoją reklamę. Na billboardzie zawisł plakat wyborczy Barbary Bartuś - posłanki, kandydatki PiS do Parlamentu Europejskiego w niedawnych wyborach. Syn pani Bogusławy, Lech Ludzia, miał - jak mówi - przeczucie, kto może stać za tą sprawą i że plakat zawisł na zlecenie komitetu wyborczego kandydatki, ale sprawą zajmował się lokalny biznesmen, znany wśród kontrahentów jako "pan Miodek".
Ten w rozmowie z dziennikarzem odpierał zarzuty syna właścicielki posesji mówiąc, że "facet jest walnięty". Potem przyznał jednak, że zawiesił plakat nielegalnie i rozważał nawet zapłacenie pani Bogusławie za wykorzystanie billboardu.
- Skąd mogłam wiedzieć, ja też zostałam oszukana. Ja w dobrej wierze podpisałam umowę z firmą reklamową, a nie z prywatną osobą - mówi reporterowi posłanka Barbara Bartuś.
Plakat z "pisiorkiem"
Lech Ludzia kontaktował się z posłanką. Dostał potem od "pana Miodka" maila z informacją, żeby więcej nie dzwonić. "Proszę nie wydzwaniać do PiS, bo już pana uznali za stukniętego. Oni rozmawiają ze mną. Niech pan zażyje jakieś leki i wyśle numer konta mailem" - takie słowa padają w liście, pokazywanym przez syna poszkodowanej właścicielki.
Do dziś pani Bogusława nie otrzymała od biznesmena ani złotówki. "Pan Miodek" uważa pretensje kobiety za nieuzasadnione, bo na plakat wybrał jej odpowiedniego kandydata. - Miała "pisiorka", tam "pisiorków" lubią. Nie dałem tam Tuska, nie dałem tam nikogo, dałem tam "pisiorka". Bo to jest "pisiorkowy" teren. Powinna się cieszyć, pani Bartuś fajna kobieta - mówił w reportażu "pan Miodek".
Można go legalnie usunąć
Ludzia rozważał, czy nie usunąć plakatu, ale zrywanie plakatów wyborczych jest zagrożone grzywną. Kazimierz Czaplicki, sekretarz PKW, uspokaja jednak, że "każdy plakat powieszony bez zgody właściciela nieruchomości jest powieszony nieprawnie". Jest już po wyborach. Plakat wisi. "Pan Miodek" za jego powieszenie dostał pieniądze. Barbara Bartuś do Parlamentu Europejskiego się nie dostała.
Autor: kło//rzw/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24