Niezwykłym opanowaniem i przytomnością umysłu wykazał się 13-letni chłopak, który - dzięki szybkiemu powiadomieniu odpowiednich służb - uratował życie swoim rodzicom, siostrze i sobie.
Szczecińscy strażacy w nocy z niedzieli na poniedziałek odebrali telefon. Dzwoniącym okazał się 13-letni Mateusz. - Zadzwonił płaczący chłopiec z prośbą o pomoc, bo jego rodzice i siostra zemdleli. Wołał: "przyjeżdżajcie jak najszybciej" - relacjonuje Mirosław Siewierski, rzecznik szczecińskiej straży pożarnej.
Ulica Brzozowa, ale gdzie indziej
Mateusz podał nazwę ulicy, przy której mieszka - Brzozowa. Dyspozytorka ze szczecińskiej straży pożarnej - myśląc, że chodzi o adres w Szczecinie - wysłała tam wóz strażacki i karetkę. W międzyczasie, po weryfikacji prawdziwości zgłoszenia, okazało się, że chłopiec dzwonił nie ze Szczecina, lecz z oddalonej o 30 km od tego miasta miejscowości Pucice (tam też jest ulica Brzozowa). Na miejsce wysłano służby ratownicze z Goleniowa.
"Wszyscy poupadali"
Na miejscu okazało się, że podczadzeniu ulegli rodzice chłopca, siostra oraz sam 13-latek. Wszyscy trafili do szpitala. Przyczyną niedoszłej tragedii była najprawdopodobniej nieszczelna instalacja grzewcza.
Jako pierwszy ze szpitala wyszedł ojciec 13-latka. Kilka godzin później do domu wypuszczono resztę rodziny.
W rozmowie z TVN24, bohaterski 13-latek przyznaje, że był bardzo zdenerwowany całą sytuacją. - Wszyscy poupadali - wspomina Mateusz. Jak dodaje, podczas wzywania pomocy nie mógł opanować drżenia rąk. - Wciskałem "9" i nagle mi ręka uciekała - mówi chłopak.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24